Sam zawodnik jest zawodnikiem, który nie uważa się za gwiazdę. Mówi wręcz, że on nigdy wybitnym koszykarzem nie był.
- Wybitni byli Ci, którzy zdobywali Mistrzostwo Polski. Ja byłem rzemieślnikiem, który starał się dołączyć do grona wybitnych – mówi Rafał Glapiński
Rafał Glapiński rozegrał jednak 456 meczów w koszulce Górnika i stał się żywą ikoną klubu.
- Ikona brzmi dumnie. Cieszę się, że jestem tak postrzegany, choć nigdy w jednej linijce nie umieszczę się z naszymi Mistrzami Polski.
O swoich początkach szkoleniowych Rafał Glapiński mówi niezwykle ciepło.
- Przeszedłem przez wszystkie grupy młodzieżowe, spotykając na swojej drodze wielu trenerów. Miałem do czynienia z Krzykałą, Młynarskim, Kiełbikiem, Mrozikiem, Lewandowskim, Kozłowskim. Z największym sentymentem zawsze będę wspominał śp. Jerzego Rytkę. On wskazał mi drogę. Ja zawsze chciałem wygrywać. Nie potrafiłem odpuścić. Jak trener mówił biegniemy na 100 procent, to dawałem maksa do omdlenia, jak mówił zrób 20 pompek, robiłem 25. Jeden z trenerów powiedział kiedyś, że jestem niebezpieczny sam dla siebie.
Taka postawa sprawiła, że Rafał Glapiński dzisiaj jest wzorem dla młodych i starych. Nowych i doświadczonych zawodników.
- To bardzo miłe. Jestem totalnie kopnięty na punkcie koszykówki i jak coś robię, to na 100 procent. Chciałem być zapamiętany, jako osoba, która przychodzi na trening i z pasją, zaangażowaniem wykonuję swoje zadanie.
Dla byłego już kapitana wałbrzyskiej drużyny, niezwykle ważne były także dobre relacje z kibicami, którą potrafił spuentować jednym zdaniem: „Kibic jest w stanie wybaczyć porażkę, ale brak zaangażowania już nie.”
Patrząc w przyszłość Rafał widzi sporo potencjału w młodych wałbrzyskich zawodnikach, wśród której doświadczony koszykarz widzi swojego następce.
- Mamy zdolną lokalną młodzież, Durskiego, Jeziorowskiego, Podejkę czy Makarczuka wspomaganych Ratajczakiem. Jestem pewien, że któryś z nich bez problemu wskoczy w moje buty.
Rafałowi Glapińskiemu nie trudno było również wytłumaczyć, dlaczego zadecydował o zakończeniu zawodowej kariery.
- Zrozumiałem, że najważniejsza jest rodzina i zdrowie, a później dopiero praca. U mnie ta hierarchia często była zachwiana. Czas to zmienić. Nie było mnie w domu 22 lata. Mam 38 lat. Wystarczy grania. Teraz na mecze będę przychodził z rodziną i będę kibicował młodszym. U nas podczas meczu rodzic może oglądać mecz, jednocześnie widząc przez szklane witryny jak jego dzieci mają malowane buzie, uczestniczą w różnych konkursach. Nie wspomnę o konkursach w przerwach meczów.
Kochający koszykówkę Glapiński nie wycofuje się z niej jednak całkowicie.
- Koszykówka na pewno będzie w moim życiu, ponieważ syn gra w roczniku, którego jestem trenerem. Będziemy chodzili na mecze seniorów i dopingowali swoją lokalną drużynę. Oczywiście będę pracował w Zespole Szkół Politechnicznych Energetyk. Będę też prowadził spotkania dla mieszkańców Podzamcza jako radny.
Przed nami nowy sezon i wszyscy zastanawiamy się czy wałbrzyska koszykówka będzie mogła wskoczyć na jeszcze wyższy poziom. Rafał Glapiński komplementuje zarząd klubu, co sugeruje, że cała układanka ma się dobrze.
- Chciałem rozpocząć i zakończyć karierę w Górniku Wałbrzych. W pewnym momencie zadzwonił do mnie Arek Chlebda i przedstawił mi plan na najbliższe lata, aby koszykówka w Wałbrzychu wróciła na właściwe tory. Pomysł jak widać realizowany jest krok po kroku. Organizacja pracy w klubie jest na wysokim poziomie. Ludzie pracujący w naszym klubie, mówię tu o zarządzie, wykonują gigantyczną pracę, aby klub był w takim miejscu jak teraz. Nasze mecze to prawdziwy spektakl dla całych rodzin. To naprawdę wykracza poza poziom pierwszej ligi. A za to odpowiedzialny jest zarząd, który rzadko zbiera laury. W pierwszym rzędzie są zawodnicy i trener, incydentalnie mówi się o ludziach, którzy codziennie pracują na ich wypłaty.
Teraz przychodzi pora na zmiany. Wszyscy będziemy musieli się przyzwyczaić, że kto inny będzie wyprowadzał Górnika na mecz. Kto inny będzie musiał wziąć ciężar odpowiedzialności na barki bycia kapitanem biało-niebieskiej armii.