Posiedzenie świdnickiego sady rozpoczęło się punktualnie w niewielkiej sali, w której z trudem zmieściła się zainteresowana publiczność. Sąd wyprosił na korytarz fotoreporterów i kamerzystów, którzy chcieli utrwalić przebieg tego wydarzenia. Sąd nie podał powodu takiej decyzji, bo nie musiał. Spowodowało to kilkuminutową utarczkę słowną miedzy sądem a dziennikarzami, którzy w końcu wynieśli wszystkie urządzenia. Do sprawy nie wniosła niczego nowego rozmowa z rzecznikiem Tomaszem Białkiem, który tylko potwierdził, że sąd tłumaczyć się nie musi.
Zanim doszło do przesłuchania świadków, obejrzeliśmy kilka audycji, nagranych przez dwie wałbrzyskie telewizje. Uczestnicy korupcyjnego procederu opowiadali o kulisach sprawy, sposobach nakłaniania do głosowania na określone osoby, pieniądzach, które wypłacali i otrzymali.
Spośród ośmiorga świadków, powołanych przez wnioskodawców przesłuchanych zostało sześcioro, dwoje nie stawiło się w sądzie. Najistotniejsze i najwięcej wnoszące do sprawy było zeznanie Roberta S., który obszernie i ze szczegółami opowiedział o kupowaniu głosów, podawał konkretne kwoty, miejsca spotkań i nazwiska swoich mocodawców z Platformy Obywatelskiej. Zeznania pozostałych świadków potwierdzały słowa Roberta S.
Momentami mieliśmy wrażenie, że sąd jest tego dnia rozkojarzony, zadając pytania o rzeczy, które właśnie świadkowie omówili. Być może chodziło o to, że ilekroć otwierały się drzwi, kilkunastu kamerzystów i fotoreporterów próbowało uwiecznić wydarzenia toczące się w sali. Pojawiła się policja sądowa, aby pilnować komfortu pracy sędziów. Ponadto dyskusyjna wydaje się forma protokołowania zeznań świadków w trakcie ich wypowiedzi poprzez przerywanie toku myślowego i wypowiadanych zdań. Zwykle spotykaliśmy się z zapisywaniem całych wątków, np. po uzyskaniu odpowiedzi na konkretne pytanie następowało jej zaprotokołowanie.
Dowodem dołączonym przez wnioskodawców i dopuszczonym przez sąd był fragment programu telewizyjnego pt. „Czarno na białym”, w którym prowadząca wałbrzyską sprawę prokurator Ewa Ścieżyńska stwierdziła, że w Wałbrzychu kupowano glosy na dużą skalę i na obecnym etapie śledztwa można mówić o kilkuset głosach (program nadano w pierwszym tygodniu kwietnia).
Po wysłuchaniu świadków nastąpiły wystąpienia końcowe stron. Reprezentujący Mirosława Lubińskiego mecenas Jacek Ludziak poparł w całości wniesiony protest wyborczy. Wniósł o orzeczenie nieważności drugiej tury wyborów, stwierdzenie wygaśnięcia mandatu prezydenta Kruczkowskiego i przeprowadzenie ponownych wyborów prezydenta.
Reprezentująca Piotra Kruczkowskiego mecenas Krystyna Latos, którą w czasie słuchania świadków interesowało głównie to, czy dostali oni wynagrodzenie za występ w telewizji, wniosła o odrzucenie protestu twierdząc, że z zeznań świadków nie wynika, jakoby nieprawidłowości podczas drugiej tury wałbrzyskich wyborów miały istotny wpływ na ich wynik.
Po półgodzinnej naradzie, sąd oddalił protest Mirosława Lubińskiego. Zbulwersowana taką decyzją publiczność zaczęła opuszczać salę czyniąc tumult, co nie przeszkadzało przewodniczącej składu sędziowskiego Małgorzacie Wurm-Klag w czytaniu uzasadnienia. Sąd stwierdził, że w nie ma dowodów na to, by w czasie drugiej tury doszło do licznych czynów określonych w punktach 3 i 4 art. 248 Kodeksu karnego (Kto w związku z wyborami do Sejmu, do Senatu, wyborem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, wyborami do Parlamentu Europejskiego, wyborami organów samorządu terytorialnego lub referendum:
3) niszczy, uszkadza, ukrywa, przerabia lub podrabia protokoły lub inne dokumenty wyborcze albo referendalne,
4) dopuszcza się nadużycia lub dopuszcza do nadużycia przy przyjmowaniu lub obliczaniu głosów).
Zdaniem sądu również skala korupcji była znikoma i nie mogła mieć wpływu na wynik drugiej tury wyborów, nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę niewielką różnicę między kandydatami (325 głosów).
Po wyjściu z sali Mirosław Lubiński nie krył rozczarowania decyzją sądu:
- To, co zostało zawarte w uzasadnieniu nijak się ma do wydarzeń na sali sadowej. Padały inne liczby i inne rzeczy zostały powiedziane. Wyrok sądu muszę przyjąć, ale po dokładnym zapoznaniu się z uzasadnieniem, zastanowię się nad złożeniem odwołania do sądu apelacyjnego. Uzasadnienie powstało błyskawicznie, można mieć wrażenie, że sąd przygotował się do niego wcześniej. Dziwi też fakt, że nie było możliwości nagrywania przebiegu posiedzenia sądu. Taka sprawa powinna się toczyć przy otwartej kurtynie, ponieważ jest ważna dla losów polskiej demokracji. Zastanawiające jest także to, że zbagatelizowany został największy w Polsce odsetek głosów nieważnych w drugiej turze wyborów – wyrażał swoje wątpliwości Mirosław Lubiński.
Przypomnijmy, że w pierwszej turze głosów nieważnych było 2,06 %, natomiast w drugiej turze, gdy głosowanie było o wiele łatwiejsze, aż 2,36 %.
Według Lubińskiego największym przegranym w tej sprawie jest Wałbrzych, a cień tej korupcyjnej afery będzie się kładł cieniem na rządy Piotra Kruczkowskiego, który tak naprawdę nie ma mandatu społecznego na sprawowanie władzy w mieście.
W zupełnie innym nastroju był prezydent Kruczkowski: - Cieszę się. Od początku mówiłem, że jestem zainteresowany, aby te sprawy wreszcie zostały zakończone. Ja i radni zostaliśmy wybrani, aby załatwiać konkretne sprawy wałbrzyszan. Wczoraj byłem w Warszawie i rozmawiałem z ministrem Zdrojewskim o „Starej Kopalni”. W czasie, gdy trwała rozprawa w Świdnicy, byłem na rozmowach z inwestorami w „strefie”, bo wałbrzyszan interesuje, ile powstanie miejsc pracy, a jutro będę rozmawiać o wałbrzyskiej obwodnicy. To są konkretne problemy, którymi w końcu powinniśmy się zająć. Apeluję! Dość tej medialnej nagonki, dość rozpamiętywania faktów, które tak naprawdę mają niewielkie znaczenie – zakończył Kruczkowski.
28 kwietnia kolejny akt dramatu wałbrzyskiej demokracji. Sąd Okręgowy w Świdnicy ponownie rozpatrzy protest Patryka Wilda.
***
Zobacz także:
* PIERWSZE WIADOMOŚCI Z SALI ROZPRAW oraz VIDEO: mówią Mirosław Lubiński i Longin Rosiak,
* WIĘCEJ ZDJĘĆ Z KORYTARZA ŚWIDNICKIEGO SĄDU.