Liczące kilkadziesiąt metrów półek z aktami pamiętającymi jeszcze czasy późnego średniowiecza, książąńskie archiwum Hochbergów po zakończeniu II wojny światowej trafiło do Wrocławia. Dziś stanowi własność Archiwum Państwowego przy ul. Pomorskiej. Wśród setek tysięcy dokumentów dotyczących panowania rodu Hochbergów w najpiękniejszym dolnośląskich zamku (lata 1509- 1943) wiele dotyczy także czterech prywatnych miast (Wałbrzych, Boguszów, Świebodzice, Mieroszów, Szczawno-Zdrój) oraz 35 wsi, których byli właścicielami. Jedną z nich była mała górska wioska Reimswaldau, dziś znana jako Rybnica Leśna (gmina Mieroszów), popularny ośrodek sportów zimowych ze schroniskiem Andrzejówka. To właśnie w położonej w Górach Kamiennych Rybnicy w 1709 roku zaczął straszyć upiór, co potwierdzają zachowane do dziś dokumenty z hrabiowskiej kancelarii.
Według lokalnej ludności był nim niejaki Georg Eichner, który prowadził spokojne życie, ale jedynie do momentu w którym zmienił wyznani z katolickiego na protestanckie. Kiedy zmarł w 1709 roku, bardzo szybko zaczął wstawać z grobu, straszyć sąsiadów i okaleczać zwierzęta domowe. Dobrego imienia zmarłego męża próbowała bronić wdowa po Georgu Eichnerze, która długo zaprzeczała, że to on jest wampirem. Ostatecznie jednak przystała na ekshumację, która miała ujawnić jaki jest stan zachowania ciała rzekomego potwora. Przerażenia całą sprawa nie krył sołtys Rybnicy, który zwrócił się o zgodę na otwarcie grobu do właściciela wioski, hrabiego Konrada Ernesta Maksymiliana von Hochberga z Książa (1682-1752). Dramatyczny list na ten temat dotarł do zamku 26 czerwca. Sąd Hochbergów (w tamtym czasie dzierżyli w swoich dobrach także władzę sądowniczą) przystał na prośbę sołtysa. W lipcu przybył zatem do Reimswaldau sam hrabia wraz z doświadczonym grabarzem-egzorcystą z Głuszycy, który komisyjnie dokonał otworzenia grobu Georga Eichnera. Kiedy uchylono wieko trumny, grabarz stwierdził zupełnie normalny stan zwłok, za wyjątkiem serca, wątroby, jelit i lewego kolana, które pozostawały świeże jak u żywych. Uznał, że w tych częściach ciała zamieszkało zło.
Przeniesienie ciała Georga Eichnera na odległy, stary cmentarz poza wsią niewiele pomogło. Spokój trwał jedynie dwa tygodnie, po których wampir powrócił do dręczenia mieszkańców Rybnicy. Pod postacią czarnego psa, a czasami wielkiej wiewiórki napadał i molestował seksualnie kobiety. Wiele takich przypadków zostało opisanych w długim liście, który mieszkańcy skierowali do proboszcza w Boguszowie z prośbą o ponowną interwencję u hrabiego. Konrad Ernest Maksymilian von Hochberg (to od jego trzeciego imienia pochodzi nazwa słynnej Sali Maksymiliana w Zamku Książ) zdecydował o wysłaniu na miejsce ośmiu strażników, którzy dzień i noc mieli pilnować domu i grobu Eichnera. Hrabiowscy strażnicy zeznawali potem, że z domu Georga dochodziły upiorne dźwięki, a nad ich głowami przelatywał wielokrotnie przerażający, czarny ptak.
Hrabiowski sąd, proboszcz z Boguszowa i Generalny Wikariat z Wrocławia postanowili sięgnąć po bardziej radykalne środki w rozwiązaniu problemu. We wrześniu ponownie wykopano trumnę i wyniesiono ją przez dziurę w cmentarnym murze. Wampirowi odcięto głowę, serce przekłuto osikowym kołkiem, a całe zwłoki spalono razem z trumną. Wyłom w murze został zamurowany, a do pustego grobu Eichnera wrzucono kamienie. Makabrycznej operacji przyglądał się osobiście hrabia Ernest Maksymilian von Hochberg, dla którego z Książa przywieziono w tym celu złocone krzesło i ciepłe pledy. Zastosowane tym razem bardziej radyklane środki okazały się skuteczne. Na drugi dzień wzniesiony na cmentarzu mur runął, jednak miejscowi uznali, ze był to już ostatni pokaz złowrogiej mocy wampira, który przestał w końcu straszyć mieszkańców Rybnicy. Do dziś istnieje za to cmentarz okalający pochodzący z 1608 roku, urokliwy drewniany kościółek.