Piątek, 22 listopada
Imieniny: Marka, Stefana
Czytających: 6342
Zalogowanych: 0
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Wałbrzych: Nie ma roli, której bym się nie podjęła

Środa, 12 stycznia 2011, 13:23
Aktualizacja: 13:24
Autor: red
Wałbrzych: Nie ma roli, której bym się nie podjęła
Bożena Oleszkiewicz
Fot. Teatr Lalki i Aktora w Wałbrzychu
Jaka naprawdę jest Bożena Oleszkiewicz, kobieta obdarzona wspaniałym głosem, zawodowy tancerz i aktorka wałbrzyskiego Teatru Lalki i Aktora. Osoba niezwykle wszechstronna, która w każdej roli pokazuje inne oblicze, czy to grając wyniosłą Goplanę w „Balladynie”, czy wesołego narratora w „Och, Emil”. W rozmowie z Wałbrzyszkiem opowiada o tym, jak została aktorką i dlaczego jej dzieci kochają teatr równie mocno jak ona sama.

- Jak się zostaje aktorem?

Bożena Oleszkiewicz: Ja myślę, że przede wszystkim trzeba to czuć. Człowiek się z tym rodzi – albo ma ciąg na tą scenę albo nie, chociaż trzeba mieć do tego predyspozycje, po prostu. Z pustego i Salomon nie naleje. Tak jak słuch muzyczny potrzebny jest, żeby śpiewać, inaczej nie da rady, tak samo jest ze sceną. Jeśli ktoś ma możliwości, kształci się w tym kierunku to zostaje aktorem, ale trzeba być upartym.

- Czy ciężko jest być aktorem grającym dla dzieci?

Bożena Oleszkiewicz: Ja grałam zarówno dla dzieci, i to nie tylko tu w Lalkach, jak i dla dorosłych. Różnica na pewno jest. Jest inaczej. Ja wylądowałam tutaj po dwóch latach grania w Teatrze Dramatycznym i od razu odczułam tę różnicę. Dzieci są bardzo spontaniczne, głośne, żywo reagują, nie mają granic, wręcz trzeba je im narzucać. Więc jeśli dzieje się coś ciekawego na scenie, one podbiegają do nas, krzyczą typu „uważaj, z tyłu za Tobą”. Czasem nas to rozbija i musimy uważać, żeby ta koncentracja była, a czasem odwrotnie, nas to podbija do dalszej, lepszej gry. Daje nam to motywację. W graniu sztuk dla dorosłych, nie powiem, że jest trudniej. Jest inaczej, aczkolwiek ja grając dla dzieci odpoczywam, bo dla mnie to jest lżejsze granie. Więcej mogę pofolgować, pojechać tak zwanie taką „grubą krechą” czasami. Granie dla dorosłych jest poważne. To takie wywlekanie trochę z własnego charakteru różnych cech i czasami dla nas niewygodnych, takie miądlenie siebie i to mi nie zawsze odpowiada. W graniu dla dzieci jest więcej wyobraźni, więcej malowania kolorami. Tak jak malarz może sobie pofolgować w malowaniu nie czarno-białym, ale kolorowym. Dlatego jest to fajniejsze, przyjemniejsze. Kiedyś bardzo chciałam grać w Teatrze Dramatycznym, teraz już nie. Wolę zostać tutaj. Jest przyjemniej, wygodniej i uważam, że mamy większą formę wyrazu: u nas jest taniec, śpiew, dużo kolorów, te kostiumy są bardziej zwariowane. Jak rozmawiam z artystami, reżyserami, scenografami czy muzykami, oni też wolą projektować dla Lalek niż dla Dramatycznego, bo ten język jest bardziej żywy, nie taki monotonny.

- Od ilu lat możemy oglądać Panią na scenie?

Bożena Oleszkiewicz: W tym teatrze jestem od 1995 roku, czyli 16 lat, a wcześniej grałam w Teatrze Nowy w Poznaniu, czyli łącznie 17 lat. Skończyłam Policealne Studium Piosenkarskie, Szkołę Talentów w Poznaniu. Wcześniej kończyłam kurs dla instruktorów tańca współczesnego, który kończył się licencjatem. Szlify aktorskie zdobywałam eksternistycznie, zatrudniając się tutaj jako adeptka przez trzy lata i po tym czasie zdawałam w Warszawie.

- Czy Pani dzieci oglądają mamę na scenie?

Bożena Oleszkiewicz: Tak. W zasadzie od niemowlęcia. Pierwsze dziecko, bo mam trójkę, widziało jak to wszystko ewoluowało i wydaje mi się, że stawiało mnie sobie za wzór. Tak mi się wydaje. Lubiło oglądać bajki na scenie, nie tylko mnie, ale wszystkich, bo dziecko ledwie siedziało, a ja już chodziłam na spektakle, żeby widziało, słuchało i oglądało. Stawiało mnie sobie za wzór chociażby na podwórku. Koledzy mnie poznawali: „moja mama jest aktorką, a Pani tam grała, ja Panią widziałem” itp. Drugie dziecko, jako że nie chodziło do przedszkola do 5 lat, bo nie chciało, było targane na przedstawienia cały czas. Dzień w dzień po dwa spektakle oglądało. Cały czas było ze mną. No i na przykład widziało „Koziołka Matołka” pięćdziesiąt razy i później tego Koziołka znało na pamięć, wszystkie postacie, teksty, aktorów i odgrywało go sobie w domu. Traktowało to jako normalny taki zawód, jak tata jest frezarzem, tak mama aktorką, ktoś inny piecze chleb. Jakoś to odbijało się w domu, bo zamiast tam budować garaż z klocków, budowaliśmy scenę. Ja specjalnie szyłam jakieś ubranka, tasiemki i odgrywaliśmy spektakle z lalek. A trzecie dziecko, to najmłodsze, które obecnie ma już pięć lat, uwielbia oglądać mnie pięć tysięcy razy i nie bierze tego poważnie. Czyli, jak ja gram np. złą postać, to nie przeżywa tego, nie pyta mamo czemu ty tak powiedziałaś, tylko traktuje to normalnie. Tak jak same w zabawie tworzą sobie swój świat, tak wiedzą, że ja kreuję jakąś postać, potem wracam do domu i jestem normalną mamą. Aczkolwiek wykorzystuje to czasami, zwłaszcza umiejętności zmiany głosu. Jesteśmy np. w supermarkecie i dzieciaki się źle zachowują, więc ja takim zmienionym głosem, mówię „przestaniecie mi tu tak mówić” i one się zaczynają wstydzić za mnie „przestań mamo, przestań” i się uspokajają, a ja to wykorzystuję. One wiedzą, że to jest z przymrużeniem oka, jednak na forum publicznym, kiedy ludzie nie wiedzą, co się dzieje, one się wstydzą, a dla mnie jest to rodzaj „bata” na nie.

- Czy lubi Pani grać role negatywne, tak jak zimnej i wyniosłej Goplany w Balladynie?

Bożena Oleszkiewicz: Na początku grałam wszystkie role mdłe, czyli dziewczynki, ptaszki, Pinokio, narratora, zajączki, czyli role bardzo pozytywne, wręcz infantylne. Później to się trochę zmieniło. Z biegiem lat przyszły młode dziewczyny i one obierają te postacie, a ja już wtedy dostaję inne role, które są nie zawsze pozytywne. Goplana to nie jest moja pierwsza negatywna postać. Wcześniej grałam chociażby Królową Śniegu, zimną oschłą, czy diabełki. Goplana ma dużo emocji w sobie. To jest postać bardzo barwna, wbrew pozorom. Ona jest zimna i oschła na scenie, ale szargana jest różnymi emocjami. Ta miłość bardzo góruje nad nią, a że ma władze, to ją wykorzystuje. Jak ja się czuję z taką rolą? Fajnie. Ja lubię tę postać, bo dla mnie to jest coś innego. Raz się gra te pozytywne postacie, a taka właśnie nie do końca negatywna, daje nam możliwości wykrzesania z siebie tych emocji, a czasami też rzeczy, których my nie znamy w sobie. Mimo iluś tam lat pracy i doświadczeń, jest jeszcze wiele różnych rzeczy, pokładów, które nie miały jakby możliwości ujścia i są uśpione. Ja zawsze czekam na nowe fajne role, które nie zawsze muszą być wielkie, rozbudowane, pierwszoplanowe. Muszą po prostu być ciekawe.

- Czy jest jakaś rola, o której Pani marzy?

Bożena Oleszkiewicz: Nie. Już nie. Były kiedyś takie, ale teraz już nawet zapomniałam. Zawsze chce się zagrać coś dramatycznego, takie coś, co ma swoje plusy i minusy. Właściwie wszystko można pokazać na tej scenie. I smutek i radość i jakieś rozdarcie. Ja już nie mam wymarzonych, z pokorą przyjmuję, co jest i sama siebie obserwuję, co ze mnie wychodzi. Jeśli dobrze się z tym czymś czuję, to bardzo się cieszę z tego i myślę, że to daje mi największą satysfakcję.

- Dziękuję za rozmowę.

Czytaj również

Copyright © 2002-2024 Highlander's Group