W trakcie wczorajszego posiedzenia Sądu Okręgowego w Świdnicy, dotyczącego unieważnienia wyborów samorządowych w Wałbrzychu, Roman Ludwiczuk stwierdził, że dokładnie nie pamięta treści słynnej rozmowy z Longinem Rosiakiem, między innymi fragmentu o „piątce, która może się przespacerować albo zostać w domu”.
W rozmowie z dziennikarzami senator powiedział również, że nie przesłuchiwał nagrań, czytał natomiast stenogram i jest zdziwiony ilością słów nieparlamentarnych, które tam padły. Wyraził nadzieję, że badania informatyczne wyjaśnią całą sprawę.
Tymczasem Gazeta Wrocławska, powołując się na nieoficjalne źródła podała, że ekspertyzy nagrań rozmowy Rosiaka z Ludwiczukiem wykazały ponad trzydzieści ingerencji, polegających także na wstawianiu słów niecenzuralnych.
Zapytaliśmy bezpośrednio zainteresowanego sprawą, Longina Rosiaka:
- Na pewno nikt w te materiały nie ingerował. Ktoś już powiedział, że aby manipulować w takim nagraniu, musiałbym mieć studio nagrań Madonny. Rozmowa z Ludwiczukiem jest oryginalna. Na razie spokojnie czekam na decyzję prokuratury. Jeżeli z opinii prokuratury będzie wynikało, że nagranie było manipulowane, to będę w szoku. Jednak na pewno nie odpuszczę tej sprawy do końca. Ludwiczuk nie jest żadnym moim kolegą. To, co mówi jest jego linią obrony. To jest człowiek bezwzględny, który zrobi wszystko, aby się oczyścić. Jednak nie oczyści się, bo prawda jest inna – komentował Longin Rosiak.
Wkrótce powinna zostać ogłoszona oficjalna ekspertyza. Być może wtedy dowiemy się prawdy. A na razie „Show Must Go On” jak śpiewał nieodżałowany Freddie Merkury.