Idea spotkania była szlachetna. Chodziło o pokazanie, że nawet w trakcie kampanii wyborczej można na chwilę oderwać się od polityki i w duchu fair play rywalizować na boisku. Obecna na meczu poseł Anna Zalewska, inicjatorka spotkania, żałowała tylko, że z zaproszenia nie skorzystały pozostałe komitety.
Przed rozpoczęciem gry, Kamil Zieliński zaprezentował wyniki najnowszego sondażu wyborczego, będącego komentarzem do wyników sondażu podanych w piątek przez sztab wyborczy jednego z konkurentów. Jeszcze tylko obok boiska umieścił tabliczki z nazwami nieobecnych komitetów i gra się rozpoczęła.
W meczu wzięli oczywiście udział obydwaj kandydaci. Żaden nie strzelił gola, choć obaj mieli dogodne sytuacje. Kamil Zieliński fatalnie spudłował z rzutu karnego, a Mirosław Lubiński nie trafił głową w piłkę, będąc tuż przed bramką przeciwnika. Nie doszło także do bezpośredniego starcia kandydatów, fauli było niewiele, choć obydwa zespoły ambitnie dążyły do zwycięstwa. Być może dlatego, że składy drużyn wyraźnie różniły się od tych, które „zasiedziały się” w radzie miasta czy powiatu. Nie było starych boiskowych wyjadaczy, jak: Paweł Szpur czy Michel Nykiel, a Longin Rosiak ograniczył się do dopingowania zawodników przez megafon. Na koniec doszło do symbolicznej wymiany koszulek miedzy Mirosławem Lubińskim i Kamilem Zielińskim.
Po meczu powiedzieli:
Mirosław Lubiński: - Nie wynik był tu najważniejszy, ale to, że w sportowej atmosferze i przyjaźni spotkaliśmy się ze sztabem i zwolennikami kontrkandydata. Szkoda, ze dwa komitety nie skorzystały z zaproszenia, bo tak naprawdę ideę fair play realizuje się w życiu, a nie poprzez podpisywanie deklaracji. Papier najczęściej zostaje papierem, a ważne są czyny.
Kamil Zieliński: - Przegraliśmy, ale nie doszukiwałbym się analogii do wyniku w nadchodzących wyborach. Myślę, że 7 sierpnia będzie odwrotnie.