Występu zespołów muzycznych w Sali Koncertowej Hotelu Maria przyzwyczaiły nas do siedzącej dość sztywno widowni, owszem, klaszczącej, gwiżdżącej i domagającej się bisów, ale nie ruszając się z krzeseł, chyba, że po piwo. Tak było na przykład na niedawnym koncercie Maćka Maleńczuka.
Ty razem zaczęło się podobnie, ale już w trakcie trzeciego utworu w przestrzeń między pierwszym rzędem krzeseł a sceną wbiegło roztańczonym krokiem kilkanaście osób. W sekundy wytworzyła się prawdziwie koncertowa atmosfera z tańcem, wspólnymi śpiewami, piszczącymi fankami i maskotkami rzucanymi na scenę.
Co prawda, przez chwilę Czesław miał wątpliwości, czy nie poprosić ludzi o powrót na krzesła, ale na szczęście dla przebiegu koncertu zrezygnował. Bliski kontakt z publicznością sprawił, że wszyscy świetnie się bawili, a muzycy wkładali sporo serca w grę.
Usłyszeliśmy miedzy innymi utwory: „Violin girl”, „Ucieczka z wesołego miasteczka”, „Żaba tonie w betonie”, „Maszynka do świerkania”, „Metamorphosis” czy „When the boys meet the girls”.
Dowodem na to, ze koncert się podobał były trzy bisy i dwugodzinny występ.
Za tydzień, 4 listopada – Strachy na Lachy.