Życie jest podróżą, wędrówką w czasie i przestrzeni i ciągłym otwieraniem się na ludzi i świat. Dobrze o tym wiedział Henryk Boratyński, którego życie mogłoby stanowić temat nie jednej powieści i nie jednego filmu. W Wałbrzychu zjawił się przygnany wichrami historii jako dojrzały mężczyzna i zauroczony miejscem pozostał do śmierci.
Nasz bohater w życiu miał trzy miłości: wałbrzyski krajobraz, piesze wędrówki i serdecznych ludzi, w tym miłe mu przedstawicielki płci pięknej. Wiódł kawalerski żywot, ale nie żywot samotnika. Dążył do ludzi i nimi się otaczał. Aktywny, serdeczny i niebywale dowcipny. Na turystycznych szlakach zostawił miliony śladów. Mówi się, że dwu lub trzykrotnie obszedł ziemię wzdłuż równika i zapewne wszedłby w swych wędrówkach na kolejne szczyty, gdyby nie nagła, tragiczna śmierć. Ale taki już był, a ci co go znali wiedzą, że nie potrafiłby umrzeć we własnym łóżku, bo musiał być aktywny, do końca.
Zachowamy w pamięci jego uśmiech, serdeczność i nawoływanie „na przód młodzieży”, jak zwykł zwracać się do ostatniej ze swych wycieczkowych grup o przeciętnej wieku +50. Teraz przeciera nowe szlaki, kiedyś ruszymy jego śladem. Dzisiaj cieszymy się, że dane nam było wędrować z nim przez kawałek życia…