Radny wysłuchuje kolejnego „donosu” i uszom nie wierzy. Nauczyciel matematyki w SP 26 na Podzamczu, przebywając na długotrwałym L4, aktywnie działa w roli szefa sztabu wałbrzyskiego WOŚP na Starej Kopalni. Dodatkowo bez skrupułów pojawia się 18.12.2024r. w TVWałbrzych. W dobrej formie opisuje przygotowania WOŚP w Wałbrzychu.
Pismo z pytaniami trafia bezpośrednio do organu prowadzącego:
- Dlaczego wskazanego matematyka jednak nie ma „przy tablicy”?
- Czy można, będąc na zwolnieniu z wykonywania obowiązków nauczyciela, prowadzić w tym czasie działania w ramach WOŚP? Czy ta aktywność jest wynikiem aprobaty/nakazu Prezydenta Miasta?
- Wyniki uczniów z matematyki z próbnego egzaminu ósmoklasisty wyszły tragicznie – czy pani wiceprezydent wiąże ten fakt z brakiem w Szkole wspomnianego nauczyciela?
- Czy pani wiceprezydent nie widzi w przytoczonej sytuacji konfliktu między oczekiwaniami organu prowadzącego, oczekiwaniami rodziców a podejściem do spraw zawodowych samego nauczyciela oraz dyrekcji Szkoły?
- Czy w ubiegłym roku szkolnym wskazany nauczyciel matematyki również miał długą absencję w tym samym okresie czasu i jednocześnie był odpowiedzialnym za organizację WOŚP w Wałbrzychu?
Do radnego przychodzi pismo z odpowiedzą i tym razem on – radny miejski, oczom nie wierzy. Pani wiceprezydent odpowiedzialna za edukację w Wałbrzychu, poucza radnego, że pomylił adresata. Powinien się radny udać do dyrektora szkoły lub Zakładu Ubezpieczeń Społecznych z tymi pytaniami. Radosne podejście do sprawy pani wiceprezydent podtrzymuje stwierdzeniem, że osobiście prezydent Roman Szełemej zapyta dyrekcję szkoły, czy w sposób prawidłowy zostało zapewnione nauczanie matematyki?
Wałbrzych pod względem wyników nauczania (na podstawie egzaminów ósmoklasisty) leży na łopatkach, organ prowadzący - jak wynika z jego własnego raportu, nie ma bladego pojęcia co z tym fantem zrobić, nauczycielom (niektórym) w głowie tylko „róbta co chceta”, itd. Organ prowadzący nie poczuwa się do obowiązku wyjaśnienia sprawy, a nawet nie zależy tej instytucji, aby odwieść radnego od prawdopodobnego kierunku tworzonej narracji w sprawie. Czy może być gorzej, czy będąc na samym dnie, chodzi nam już tylko o to, aby się w tym miejscu jeszcze jakoś urządzić?
O co by się radni nie zapytali (oczywiście ci z prawej strony), to otrzymują w odpowiedzi obraz nędzy i rozpaczy. Pozostaje jedynie niezmienny mianownik - uśmiech lokalnego włodarza bijący z plakatów oraz zdziwienie części mieszkańców, którzy nagle się dowiadują, że od lat ten cały miejski „majątek - cyrk” należy nie do nich, a do banksterów i …
Tomasz Maciejowski