W niedzielne popołudnie z rykiem silników słyszalnym w środku Podzamcza i bardzo dużymi prędkościami jeździli tam i z powrotem, na razie we dwóch. Dwóch kolejnych majstrowało coś przy motorze. Co prawda, droga była praktycznie pusta, bowiem w trakcie naszej obecności w tym miejscu przejechały tylko dwa samochody, ale fakt ewidentnego łamania prawa pozostaje bezsporny. Ciekawe jest także to, że przechodzący nieopodal ludzie nie reagowali na potencjalne niebezpieczeństwo, pospiesznie unosząc reklamówki z zakupami w kierunku domu. Czyżby musiało dojść do jakiejś tragedii, by zostały podjęte kroki powstrzymujące nabuzowanych testosteronem młodzieńców przed stwarzaniem zagrożenia?
Bez względu na to, do kogo należy wspomniana droga, można przecież problem rozwiązać albo przynajmniej ukrócić. Można na przykład skierować jedną kamerę z Makro na drogę by ochrona, w dobrze pojętym interesie, w razie potrzeby, mogła zawiadomić policję. Można też ustawić odpowiednio oznakowane szykany, które uniemożliwią rozwijanie dużych prędkości. Na pewno są jeszcze inne, lepsze, sposoby. Natomiast bezwzględnie najgorszym rozwiązaniem jest czekanie na tragedię.