Rok temu pożegnaliśmy honorowego obywatela Wałbrzycha i Pszczyny, przyjaciela Polski i Polaków, a także szczodrego darczyńcę Zamku Książ w Wałbrzychu księcia Bolko von Pless (1936–2022). Na dwa miesiące przed śmiercią Jego Wysokość ogłosił drukiem swoje pamiętniki. „Wspomnienia Śląskiego Księcia” wróciły właśnie do sprzedaży w Zamku Książ. To jedyna autoryzowana biografia wnuka księżnej Daisy i prawdziwe świadectwo jego życia.
„Wspomnienia Śląskiego Księcia” wysłuchał i spisał prezes Fundacji Księżnej Daisy von Pless, Mateusz Mykytyszyn. Zamieszczamy poniżej kilka fragmentów bestsellerowej publikacji, której pierwszy nakład sprzedał się w przeciągu dwóch tygodni.
- Książka ta kierowana jest głównie do polskich czytelników, bo to w Polsce znajdują się dziś nasze dawne domy, czyli dzisiejsze zamek Książ w Wałbrzychu oraz zamek w Pszczynie. Polskę jako miejsce do życia wybrali także w 1936 roku mój dziadek Hans Heinrich XV, wujek Aleksander i mój ojciec Bolko, który umarł w polskiej Pszczynie, kiedy miałem dwa miesiące. Przez całe życie miałem związki z Polską i wielu polskich przyjaciół. Staram się podchodzić do życia z pokorą. Zdaję sobie sprawę, że moje imię jest tu znane przede wszystkim dlatego, że nasze zamki przetrwały wojnę i są dziś ważnymi da polskiej kultury zabytkami i popularnymi atrakcjami. Ludzie chcą wiedzieć, dla kogo były kiedyś domami rodzinnymi i stąd zainteresowanie Hochbergami i moją osobą. Sława ich mieszkanki, mojej angielskiej babci, Mammy Daisy, bo tak jak ją nazywaliśmy, nigdy w Polsce nie przeminęła. Majątki innych śląskich rodzin nie miały tyle szczęścia, co nasze dawne domy. Rezydencje książąt von Pless przetrwały i dzięki wieloletnim staraniom dzisiejszych polskich właścicieli pięknieją z roku na rok. Ród Hochbergów i jego zasługi dla śląskiej ziemi są dziś przedstawiane w obu zamkach bez przekłamań czy ideologicznej nadbudowy.
- Nie jestem osobą sentymentalną i nie rozpamiętuję przeszłości. Niczego w życiu nie żałuję i nikogo o nic nie obwiniam. Kiedy wziąć pod uwagę to, co spotkało moją rodzinę, uważam, że byłem ogromnym szczęściarzem
- Mówienie o historii, budowanie mostów jest łatwiejsze na Górnym Śląsku niż na Dolnym Śląsku. Ludzie tam przetrwali, a ludzie niosą pamięć. Na Dolnym Śląsku to jest takie łatanie ze skrawków. Stara szlachta może przekazać wiedzę o Śląsku, o jego bogatej historii i ważnym miejscu na mapie Europy. Budowanie mostów pokojowo, z poszanowaniem woli i oczekiwań naszych polskich przyjaciół, jest bardzo ważne. Dialog sprawia, że ludzie będą żyć w pokoju, a pamięć zostaje uszanowana. To powinna być nasza misja. Na Górnym Śląsku do dziś żyją jeszcze ludzie, którzy nas pamiętają, których rodziny żyły obok nas, często pracowali dla mojego dziadka czy wujków. Ich pamięć o Hochbergach jest zazwyczaj dobra, o czym świadczą liczne inicjatywy upamiętniające zaangażowanie moich przodków w rozwój Śląska.
- Z wiekiem moje pobyty w Książu stają się coraz dłuższe i mają dla mnie coraz bardziej sentymentalny charakter. Ten będący dziś ważnym europejskim zabytkiem śląski zamek, otoczony profesjonalną i troskliwą opieką władz Wałbrzycha, wypełniony jest duchem naszej rodziny.
- Przez większość mojego życia, także dziś, patrzyłem w przyszłość. Nie wracam do tego, co było i cenię możliwości, jakie daje oddzielenie przeszłości grubą kreską. Chciałbym wierzyć, że odrobiliśmy lekcje, które zgotowała nam historia w okrutnym 20. wieku. Szanuję jednak tradycję i wartości, jakie ze sobą niesie. Dobre ubrania są zawsze szyte w Londynie. Istnienie monarchii ma z tym ścisły związek.
- Dziedzictwo, które otrzymałem z racji mojego pochodzenia, jest zakorzenione w tym rodzaju rządów. Kultura rycerska reprezentowana przez moich przodków w średniowieczu czy ethos szlachecki i arystokratyczny w czasach nowożytnych to stały element tożsamości europejskiej. W połączeniu z miłością do ziemi i poczuciem odpowiedzialności za ludzi, którzy na niej żyli, decydowały o tym, kim jesteśmy i w co wierzymy.
- W odległej przeszłości królowie i cesarze decydowali, kto odziedziczy nasze szlacheckie tytuły. Jeśli jednak nadal istnieje zainteresowanie noszącymi je ludźmi, powinni oni wykorzystać ten fakt do pozytywnego działania. Moja misja na Śląsku zawsze była próbą zbudowania polsko-niemieckiego porozumienia w duchu wartości europejskich i z nawiązaniem do tradycji reprezentowanych przez naszą rodzinę. Najlepszą platformą do tego jest działalność kulturalna i charytatywna prowadzona zarówno w Pszczynie, jak i w Książu. Dawne ziemie i zamki, których historyczne nazwy przypisano naszym tytułom, a dziś nazwiskom, jako miejsca symboliczne nadal odgrywają ważną rolę. Ich najsłynniejszymi mieszkańcami byli mój pradziadek, babcia i dziadek. Wierzę, że ich potomkowie, czyli moja najbliższa rodzina, zrozumieli wagę tego dziedzictwa i chcieliby kontynuować moją „śląską działalność”. Przyczynią się do przekazania opowieści o historii ich przodków, sile i znaczeniu reprezentowanej przez nich tradycji.
- Przed wojną nagonka niemieckiej i polskiej prasy brukowej na naszą rodzinę była momentami bardzo okrutna. Wiem, bo czytałem te artykuły, w których pisano na temat moich najbliższych krewnych najgorsze kalumnie. Po wojnie, kiedy zachodnioniemiecka prasa niemal zapomniała o Hochbergach, w komunistycznej Polsce nadal ukazywały się niepochlebne, czasami nawet zabawne artykuły. W jednym z nich znalazło się kłamliwe stwierdzenie, że w zamku pszczyńskim nikt nie mówił polsku, że rozmawiano we wszystkich innych językach i dobrze, że ten straszny mix językowy się skończył. Jedynie mix językowy był prawdą. W rzeczywistości zarówno mój dziadek, jak i wujek Lexel mówili dobrze po polsku. Dziadek w dialekcie górnośląskim. Po polsku zwracali się do polskiej administracji i pracowników, a po niemiecku do niemieckich. Dziadek i babcia rozmawiali ze sobą po angielsku. Tego języka babcia używała także komunikując się ze swoimi synami. Wujkowie używali na przemian niemieckiego i angielskiego. Z Eną FitzPatrick wujek Lexel rozmawiał tylko po angielsku. Moja mama najswobodniej porozumiewała się po francusku, ale z nami rozmawiała po niemiecku, a czasami także po hiszpańsku. Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego małego tomiku wspomnień jego polscy czytelnicy zrozumieją, że nie jestem symbolem niemczyzny. Moja matka była Hiszpanką, a babcia Angielką. Nie chcę być opacznie zrozumiany. Jestem dumny z mojego kraju, jego osiągnięć i odbudowy po wojnie. Podobna duma towarzyszyła mi jednak, kiedy widziałem jak powstała z ruin, wspaniale zmieniła się i ciągle zmienia Polska. Mój dziadek Hans, babcia Daisy, wujkowie i ojciec, wszyscy posiadali zarówno obywatelstwo niemieckie, jak i polskie. Ja sam czuję się zamieszkałym w dawnym Królestwie Bawarii i pochodzącym ze śląskiej rodziny europejskim demokratą. Rodzina europejskich narodów, w której strukturach żyjemy podczas oddawania tej książki do druku, gwarantuje nam dobrobyt i bezpieczeństwo. Ostatnie przerażające wydarzenia na Ukrainie, gdzie agresywna Rosja napadła na sąsiada, potwierdzają tylko, jak ważne jest mówienie o pokoju, ale także głośne mówienie o okrucieństwach wojny i wynikających z nich konsekwencjach. Pokój jest bardzo ważny, szczególnie w rodzinie. Będąc członkiem familii Hochbergów sam wiem o tym najlepiej.