Całe zdarzenie miało miejsce w Grzędach, w gminie Czarny Bór. Ciężarna suczka znajdowała się w śniegu, była trzymana na łańcuchu, choć tak naprawdę nie wiadomo czego miała pilnować. Mimo wcześniejszej interwencji i zobowiązania się właściciela do poprawienia warunków życia czworonoga, nic ze strony owego właściciela nie zostało zrobione. Mężczyzna twierdzi, że jest miłośnikiem psów, że je ratuje. Ma jeszcze dwa inne psy, które często są przywiązywane do drzewa, bo teren jest nieogrodzony. Według świadków, stoją czasami nawet na deszczu. Tak wygląda ich spacer. Na szczęście po jakimś czasie zabierane są do domu. Suczka niestety nie dostąpiła tego zaszczytu. Miała być zabrana do stodoły na zimę, ale "miłośnik psów" tego nie zrobił, tłumacząc, że suka nie nadaje się do domu ani do stodoły.
- Odebraliśmy suczkę, bo była tak zmarznięta, że mogłaby kolejnej nocy nie przetrwać. Od razu po przywiezieniu weszła na wersalkę i grzecznie leżała. Tyle się teraz mówi o tym, że psy umierają na mrozie, jednak do niektórych niestety to nie dociera - mówią wolontariusze z Fundacji "Na Pomoc Zwierzętom".