Szrotówek kasztanowcowiaczek wtargnął do Polski, a tym samym także do Wałbrzycha, około dziesięciu lat temu. Jego wyniszczająca działalność niemal natychmiast stała się widoczna na liściach kasztanowców. Liście brązowiały, szybko opadały, a drzewa marniały. Pierwszą metodą walki z nienasyconym owadem, najlepszą do natychmiastowego zastosowania, było zgrabianie i kompostowanie, albo palenie liści. Wtedy larwy nie miały szans na przetrwanie, a populacja szkodnika wydatnie się zmniejszała.
Niemal od samego początku do uprzątania opadłych liści zgłaszali się pracownicy ZUS.
- To niewielki wysiłek, a korzyść ogromna. W końcu to nasze wspólne kasztanowce – mówił dyrektor ZUS, Jerzy Gajos, który zawsze grabi liście ramię w ramię z załogą.
Podobnie było w tym roku. - Do pracy, absolutnie dobrowolnie, stawiło się co najmniej 70 osób – mówi dyrektor.
- To wielka pomoc w zwalczaniu szkodnika – podkreśla Monika Marszałek. Według pracowników wydziału ochrony środowiska, wieloletnia praca przy usuwaniu larw szrotówka, zaczyna dawać dobre rezultaty. - Drzewa się uodporniły, liście są dłużej zielone, nie opadają tak szybko. Szrotówka jest zdecydowanie mniej – mówi urzędniczka. To oczywiście nie oznacza, ze można zaprzestać pracy przy likwidacji larw. - Nadal musimy to robić, właśnie zaczęły się porządki w zabytkowej alei kasztanowcowej w Książańskim Parku Krajobrazowym – wyjaśnia Monika Marszałek.
Wydział już zaczyna uzupełniać ubytki w wałbrzyskim drzewostanie. - W tym roku dosadziliśmy dęby i brzozy w parkach, tam gdzie wystąpiły szkody po wichurach. W przyszłym roku spróbujemy nasadzić nowe kasztanowce o czerwonych kwiatach. Trochę ryzykujemy, ale mamy nadzieję, że się uda – dodaje urzędniczka.