W tym sezonie drużynie prowadzonej przez Roberta Bubnowicza i Marcina Morawskiego w rozgrywkach III ligi ewidentnie się nie wiedzie. Z pewnością wpływ na to ma niezbyt wysoka forma sportowa, ale też ciągłe zawirowania, brak stabilizacji i niepewność, z jaką piłkarze Górnika mają do czynienia na co dzień.
Niemal bez przerwy w przekazach medialnych pojawiają się informacje o długu Górnika, braku prezesa i osób, które chciałyby zaangażować się w ratowanie wałbrzyskiego klubu. Niedawno wydawało się, że pojawiła się iskierka nadziei. Prezydent Wałbrzycha Roman Szełemej wydał zarządzenie o przekazaniu 140 tys. zł dla Górnika na promowanie miasta. Oczywiście jest to kropla w morzu potrzeb, zważywszy na to, że Górnik ma blisko milionowe zadłużenie, ale jednak suma znacząca.
Po ostatnim meczu ligowym przeciwko Stali Brzeg coś pękło w samych piłkarzach. Spotkali się z lokalnymi dziennikarzami, by powiedzieć, co leży im na sercu. I z tych słów wynikają bardzo smutne przemyślenia. W najbliższą sobotę Górnik ma zagrać ze Ślęzą Wrocław o kolejne ligowe punkty, ale wcale to nie jest takie pewne, bowiem w klubie brakuje wszystkiego. Rada drużyny poinformowała media, że zawodnicy zostali pozostawieni sami sobie. Była mowa o zaległościach finansowych wobec piłkarzy (nawet sięgających do 7 miesięcy), o tym, że klub nie ma prezesa (sytuacja wręcz kuriozalna). 11 spośród blisko 20-osobowej kadry zawodniczej ma stypendia miasta, ale nie są to sumy powalające na kolana. Pozostali piłkarze nie mają nawet tego.
- Jak więc grać w takich warunkach i jeździć po połowie Polski za ligowymi punktami? – pytają zdesperowani piłkarze.
Piłkarze podkreślają, że klub znalazł się na granicy upadku i jeśli sytuacja nie ulegnie poprawie w najbliższych dniach, góra 2-3 tygodniach, może się okazać, że piłkarski Górnik zniknie z futbolowej mapy Polski...
