We wtorek dla ludzi z Takaty zorganizowano spotkanie w Powiatowym Urzędzie Pracy. Przedstawiciel Toyoty zapoznał zebranych z warunkami pracy i wymaganiami pracodawcy, na miejscu byli też przedstawiciele Agencji Pracy Tymczasowej, z którymi można było załatwić wstępne formalności. Chętne do pracy w Toyocie były nawet kobiety. - Myślę, że można się wszystkiego nauczyć. Poza tym teraz nie ma co grymasić, jest kryzys, pracy brak. Po dziewięciu latach w Takacie muszę szukać nowego zatrudnienia – mówi zmartwiona Beata Zawada.
Martwi się również Grzegorz Lawryk. - Dopiero co zacząłem pracę w Takacie, dobrze się pracowało, człowiek się przyzwyczaił, a teraz znów trzeba będzie zaczynać wszystko od początku – mówi z żalem. Przyjęcia do Toyoty są związane z uruchomieniem drugiej zmiany w nowym procesie inwestycyjnym. Pracownicy Takaty byliby mile widziani. - Są to osoby przystosowane do pracy na zmiany w produkcji przemysłowej, posiadające zdolności manualne. To powinno ułatwić uzyskanie zatrudnienia – mówi Grzegorz Górski z Toyoty.
Tymczasem związki zawodowe martwią się brakiem odpowiedzi na postulaty załogi w sprawie odszkodowań za utratę pracy. - Trudno się rozmawia z zarządem. Nie uzyskaliśmy żadnego stanowiska w sprawie naszej propozycji, aby pracownicy otrzymali 4 tys. zł za każdy przepracowany rok. Boję się, że załoga zacznie się niecierpliwić, a chcielibyśmy w spokoju przepracować do końca sierpnia. Nie chcę nawet myśleć, co się stanie, jeśli zarząd firmy odrzuci nasze postulaty – tłumaczy Janusz Kowalski z Solidarności zakładowej.
Sytuację monitoruje na bieżąco szef Solidarności regionu wałbrzyskiego, Radosław Mechliński. - Uważam, że zarząd firmy unika negocjacji. Mija 11 dzień od rozpoczęcia procedury likwidacji zakładu, a załoga nadal nie wie, czy może liczyć na rekompensatę. Być może jest to gra na czas. Nie sądzę, aby załoga zrezygnowała ze swoich żądań – podkreśla przewodniczący. Kontynuacja rozmów z zarządem nastąpi prawdopodobnie w czwartek.