Pismo do prokuratury, złożone przez radnego Longina Rosiaka, zwraca uwagę śledczych na okoliczności wyłonienia firmy, przygotowującej wnioski, a także na fakt, że nikt nie dopilnował, aby dokumenty zostały wykonane zgodnie ze sztuką. - 143 tys. zł zostały wyrzucone w błoto, choć było wiadomo, że wnioski nie przebiją się z przyczyn formalnych. To wychodzi po 2 zł na jednego mieszkańca powiatu. A 2 zł to wcale nie jest mało, jeśli wziąć pod uwagę, że są to pieniądze zmarnotrawione – podkreśla Longin Rosiak. O zamieszaniu z wnioskami dowie się także Centralne Biuro Antykorupcyjne, bo tam również zostało skierowane doniesienie radnego.
Rzeczniczka starostwa, Katarzyna Dyląg-Marcinkowska odpiera zarzuty Longina Rosiaka. - To nie jest tak, że starostwo straciło 140 tys. zł. 90 procent tej kwoty kosztowały dokumenty, z których starostwo z powodzeniem będzie mogło korzystać w przyszłości, planując inwestycje drogowe. Na przykład program funkcjonalno-użytkowy, który kosztował 90 tys. zł, albo 4 studia wykonalności za 40 tys. zł, z których jedno już zostało wykorzystane w Jedlinie Zdroju. Oskarżenia o niegospodarność to nadużycie, zwłaszcza że radny Longin Rosiak został poinformowany o kosztach wymienionych dokumentów i ich przydatności na przyszłość – mówi rzeczniczka.
Radny Longin Rosiak będzie teraz oczekiwał na sygnał z prokuratury, która musi zdecydować, czy rozpocznie postępowanie w tej sprawie. Na razie pracuje nad nią komisja rewizyjna. Do 10 lipca powinna wypracować swoje stanowisko, bo na ten właśnie termin została wyznaczona sesja rady powiatu. - Wtedy radni zdecydują, czy chcą mieć starostę, który marnuje publiczne pieniądze. Mogę tylko apelować, by głosowali nie tak, jak im każe partia, tylko według własnego sumienia – dodaje radny Rosiak. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że przy głosowaniu nad odwołaniem starosty będzie obowiązywać dyscyplina klubowa, zatem szanse na pozbawienie stanowiska starosty Augustyna
Skrętkowicza, są niewielkie.