Renata i Waldemar Lisiewiczowie spędzali wieczór z grupą znajomych na jednym z ogródków działkowych. Około godziny 23.00 Renata Lisiewcz poczuła olbrzymi ból i upadła na ziemię.
- Okazało się, że z głowy cieknie mi krew – opowiada mieszkanka Boguszowa-Gorc.
Nikt z uczestników zabawy nie wiedział, co się stało. Biesiadnicy podejrzewali, że jakiś nierozsądny człowiek rzucił w kierunku działek kamieniem. - Wybiegliśmy z działek, bo liczyliśmy, że zatrzymamy sprawcę, ale nikogo nie znaleźliśmy – opowiada Waldemar Lisiewicz.
Na miejsce zdarzenia przyjechało pogotowie ratunkowe i policja. Funkcjonariusze przeszukali okoliczne działki, ale nikogo podejrzanego nie znaleźli. Tymczasem Renata Lisiewicz została zabrana przez pogotowie do szpitala. Tam usunięto z jej głowy śrut.
- Miałam wiele szczęścia, bo gdyby śrut trafił kilka centymetrów niżej, to prawdopodobnie straciłabym oko – mówi Renata Lisiewicz.
Uczestnicy biesiady mają swoje podejrzenia. Ich zdaniem z wiatrówki strzelał mężczyzna, który mieszka w pobliżu działek. - Uczestnicy zabawy oraz świadkowie i podejrzany zostaną przesłuchani i wtedy wyjaśni się kto strzelał z wiatrówki – mówi Jerzy Rzymek, oficer prasowy wałbrzyskiej policji.
Lisiewiczowie uważają, że sprawca ataku powinien zostać surowo ukarany, bowiem o mały włos nie doprowadził do tragedii. - Nie wiem, co mu przeszkadzało. Nawet, jeśli zachowywaliśmy się zbyt głośno, to wystarczyło zwrócić nam uwagę, a nie strzelać z wiatrówki – mówi podenerwowany Waldemar Lisiewicz.