Czwartek, 26 grudnia
Imieniny: Dionizego, Szczepana
Czytających: 4798
Zalogowanych: 1
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Wałbrzych: Rozmowa z Eweliną Ciszewską

Piątek, 25 lutego 2011, 18:41
Aktualizacja: Poniedziałek, 28 lutego 2011, 19:00
Autor: Sven
Wałbrzych: Rozmowa z Eweliną Ciszewską
Ewelina Ciszewska
Fot. Sławomir Pawlik
5 marca w Teatrze Lalki i Aktora w Wałbrzychu odbędzie się premiera sztuki pt. „Pinokio” na podstawie książki Carlo Collodiego. W trakcie pracy nad tym spektaklem rozmawialiśmy z jego reżyserką Eweliną Ciszewską.

- Pierwsze pani studia to była historia sztuki. Jak doszło do tego, że zajmuje się pani teatrem?

Ewelina Ciszewska: Zanim zaczęłam studiować historię sztuki, zajmowałam się już pantomimą i tańcem. Szybko zrozumiałam, że siedzący tryb życia i teoretyzowanie na temat sztuki, nie do końca jest moim hobby i że to nie jest moje powołanie. Będąc już studentką trafiłam na zajęcia teatralne, które bardzo mi się spodobały. Postanowiłam jednak skończyć to, co zaczęłam. Po ukończeniu historii sztuki zrobiłam sobie rok przerwy i poszłam do szkoły teatralnej, na wydział lalkarski. Historia sztuki bardzo się przydaje w teatrze. Dała mi sporą wiedzę i poczucie estetyki. Nie błądzę, gdy mam potrzebę odwołania się do konkretnego stylu czy epoki.

- W jednym z wywiadów powiedziała pani, że lubi „zderzać” ze sobą różne gatunki sztuki. W czym będzie się przejawiało to „zderzanie” w realizacji „Pinokia”?

Ewelina Ciszewska: Teatr jest przestrzenią, do której „wkładam” różne gatunki sztuki. W przypadku tego spektaklu pojawią się multimedia, pantomima, performance, elementy teatru plenerowego. Będą duże widowiskowe kostiumy, które są nie tylko przykryciem aktora, ale stają się obiektami, elementami scenografii. Myślę, że gdyby kiedyś teatr chciał wykorzystać te stroje do ulicznej parady, byłoby to bardzo atrakcyjne wizualnie. Architekturę na scenie w dużym stopniu zastąpi pantomima. Za pomocą gestów aktorzy stworzą przestrzeń. Lubię też muzykę na żywo, ale uznaliśmy, że takie efekty specjalne nie są potrzebne.

- Muzykę do spektaklu tworzy Włodzimierz Kiniorski, znany z zamiłowania do eksperymentów. Czy to oznacza bohaterów poruszających się w rytmie techno i rapującego Pinokia?

Ewelina Ciszewska: Muzyka jest ważna w tym spektaklu. Mam nadzieję, że go wzbogaci. Włodka polecił mi Robert Baliński, autor scenografii. Oni się znają, mają na koncie kilka wspólnych przedsięwzięć. Właśnie dlatego, że to eksperymentator, odpowiada mi jako autor muzyki do tej sztuki. Chętnie się zgodził, ponieważ, jak powiedział, nie pisał do tej pory dla dzieci. Napisałam teksty piosenek, wysłałam. Dzwoni do mnie czasem i pyta, jak wyobrażam sobie klimat danego utworu. Mówię np.: „To ma być tak, jakbyś się znalazł w niebie”. Odpowiada: ”Ok”, a potem pisze coś, co idealnie pasuje. Często słucham jednej z tych piosenek i strasznie się wzruszam… Napisał przepiękną muzykę do sceny spotkania ojca z synem. Robi wrażenie, mam nadzieję, że spodoba się widzom. W spektaklu będą elementy jazzu, pojawi się rap, techno, ale jako rodzaj transu, trochę eksperymentów muzycznych.

- W książce jest sporo dramatycznych, nawet drastycznych scen. W pani przedstawieniu ich nie ma. Dlaczego?

Ewelina Ciszewska: Dzieci lubią się bać, szczególnie wtedy, gdy za plecami są rodzice. Być może te dramatyczne sceny najbardziej przypadłyby dzieciom do gustu. Przemocą epatuje telewizja, bez przerwy i na każdym kanale, nawet w bajkach disnejowskich można ją spotkać, o grach komputerowych już nawet nie mówię. To chyba wystarczy? Po co podpowiadać tego rodzaju rozwiązania, gdy można pójść w stronę ciepła, intymności we wzajemnych relacjach. Ja oczywiście nie chcę zmieniać świata, ale jeżeli uda się skierować ich wyobraźnię na inne tory, będzie to jakiś mały sukces.

- Jest pani mamą kilkuletniego chłopca. Czy „testuje” pani na nim swoje pomysły?

Ewelina Ciszewska: Nie sprawdzałam na nim piosenek z „Pinokia”. Sama ich słucham. Zauważyłam jednak, że w czasie zabawy czy rysowania nuci sobie po cichu. To chyba jest odpowiedź, że są dobre. Ale słucham tego, co do mnie mówi i liczę się z jego zdaniem. Wzajemnie się inspirujemy i prowokujemy na różne sposoby.

- Bierze pani na siebie mnóstwo obowiązków, często robiąc wiele rzeczy równocześnie. Mam na myśli pracę na uczelni, reżyserowanie, choreografię, projektowanie strojów. Że wymienię tylko niektóre zajęcia Jak udaje się pani to wszystko pogodzić?

Ewelina Ciszewska: Niestety, mam z tym problem, ale dziecko ma chyba jeszcze większy. Moja praca to moja życiowa pasja. Może nie zabrzmi to najlepiej, ale często wygrywa z rodziną. Praca, którą wykonuję, właściwie wyklucza tak potrzebną dziecku regularność. Czasem zabieram Leonarda na próby. On to lubi, czasem mi nawet doradza. Na szczęście są moi rodzice i teściowie, którzy zapewniają mu bazę i codzienne rytuały. Ja mu zapewniam zajęcia mające posmak szaleństwa. Zapytał mnie kiedyś: ”Mamusiu, gdzie tatuś cię znalazł, taką szaloną?” Czasem się boję, że jemu za bardzo podoba się taki styl życia.

- Przy realizacji „Pinokia” również pełni pani kilka funkcji. Jak ocenia pani efekty swojej pracy?

Ewelina Ciszewska: Zbigniew Prażmowski zaproponował mi reżyserię „Pinokia”. To w zasadzie mój samodzielny debiut reżyserski. Do tej pory opracowywałam choreografię, współreżyserowałam, projektowałam kostiumy, scenografię. Ucieszyłam się z zaufania, jakie mi dyrektor okazał, ale chyba nie zdawałam sobie sprawy z ogromu pracy, który muszę skoordynować. Łatwiej jest mi pójść do pracowni i powiedzieć artyście, jak widzę dany kostium, w jakich kolorach itd. niż tworzyć opis i rysunki. Wynika to z tego, że myślę obrazami. Gdy o czymś czytam, to w głowie mam tego obraz. Podobnie jest ze snami. Budzę się i wiem, jak powinna wyglądać np. wróżka. Tak się stało w przypadku tej realizacji, że dużo sobie wyobraziłam. Dlatego tyle rzeczy robię. Na oceny jest jeszcze czas. Zobaczymy po pierwszych spektaklach, ale na razie wszystko idzie zgodnie z planem.

- Ma pani tytuł doktora i pracuje w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej we Wrocławiu. Czy to oznacza w przyszłości profesurę?

Ewelina Ciszewska: Po studiach uczelnia zaproponowała mi pracę. Wkrótce pojawiła się szansa na zrobienie doktoratu. Miałam gotowy spektakl więc skorzystałam z tej możliwości. Jednak nie interesuje mnie kolekcjonowanie tytułów. Najchętniej wtopiłabym się w teatr i na tym polu się realizowała. Jest oczywiście szansa na kolejny krok. Habilitację też można zrobić na bazie przedstawienia.

- W pani dorobku zawodowym są też epizody w serialach, między innymi w „Pierwszej miłości”. Ma pani „parcie na szkło”?

Ewelina Ciszewska: Lubię się sprawdzać w trudnych sytuacjach, a granie przed kamerą jest dla mnie trudne. Wynika to z faktu, że zajmuję się pantomimą. Moja gestykulacja i mimika są zbyt wyraziste. Natomiast praca przed kamerą wymaga naturalności i swobody. Dostaję zaproszenia na castingi i bezpośrednio do seriali. Bardzo mnie cieszą takie sytuacje, bo choć są to epizody, to zawsze mogę się czegoś nowego nauczyć. Pobyt na planie filmowym to fascynująca przygoda. „Parcia na szkło” nie mam, ale chętnie zagrałabym większą rolę w filmie czy serialu.

- Osobę tak zajętą muszę zapytać o plany na przyszłość. Co po „Pinokiu”?

Ewelina Ciszewska: Trochę chciałabym posiedzieć w domu, zająć się rodziną, a z zajęć artystycznych – pogotować. W kuchni też lubię eksperymentować. Odpoczynek nie będzie jednak długi. Mam zaplanowany wyjazd do Niemiec. Współpracuję z ośrodkiem resocjalizacyjnym koło Fuldy, w którym stosowana jest terapia teatralna. W lipcu poprowadzę warsztaty w Krzyżowej, które zakończymy spektaklem. Kusi mnie także udział w Survivalu - Przeglądzie Młodej Sztuki w Ekstremalnych Warunkach we Wrocławiu. W sierpniu wyjeżdżam do stolicy Kosowa – Prisztiny, gdzie będę reżyserować sztukę dla dzieci. We wrześniu kolejny wyjazd do Niemiec. Po drodze jeszcze egzaminy na uczelni. Chciałabym odpocząć, ale wciąż jestem głodna tych wszystkich fascynujących rzeczy, które się dzieją wokół…

- Życzę więc powodzenia w szukaniu czasu na odpoczynek i dziękuję za rozmowę.

Czytaj również

Copyright © 2002-2024 Highlander's Group