Narrator dawkuje wiedzę o bohaterkach powoli, umiejętnie podsycając naszą ciekawość. O szesnastowiecznej mistyczce Anne z Brugii, o arystokratce Hanne z początków XX wieku, zafascynowanej psychoanalizą oraz o współczesnej Anny Lee, celebrytce z Hollywood. Żyją one w całkiem różnych czasach i kulturach. Wydawałoby się, że wszystko je dzieli, a jednak mają wiele wspólnego. Pragną czegoś więcej niż spokojnego życia przy boku męża i rodzenia dzieci. Buntują się przeciw narzuconej roli kobiety. Okazuje się, że mechanizmy, które sterują ludźmi są niezmienne. Początkowe uwielbienie z czasem przeobraża się w nienawiść.
Najciekawszy wydał mi się wątek Hanne, próbującej zrozumieć siebie i swoje potrzeby dzięki psychoanalizie. Podobny temat poruszał film Davida Cronenberga „Niebezpieczna metoda” o konflikcie Freuda z Jungiem. Hanne przypomina Sabinę Spielrein, graną przez Keirę Knightley. Ona również początkowo była jedynie pacjentką zauroczoną swoim psychoterapeutą, by potem stać się gorącą wyznawczynią nowej metody. Hanne, mimo że ma kochającego męża, nie potrafi cieszyć się rodzinnym życiem, kompensując te niedostatki swoim hobby: „Każdego ranka poświęcam się szklanym kulom i millefiori. Zawdzięczam swym ukochanym kryształom wyjątkowe chwile radości i beztroski. Te cudeńka nie mają pojęcia o moich nieszczęściach. Są czyste i nie podlegają zepsuciu, dlatego nie zarejestrowały mojej niedawnej udręki. Żyją w innym wymiarze, w innym czasie, w świecie nieśmiertelnych kwiatów i wiecznie zielonych łąk”.
Za to Anny Lee, uwielbiana przez tłumy fanów, ale zmierzająca ku samozagładzie, przypomina wiele współczesnych gwiazd. Ma świat u swoich stóp, wielki talent, urodę i wrażliwość. Aktorka słyszy w emfatycznej recenzji swojej gry porównanie nawet do Chrystusa. Ten dar jednak nie powstrzymuje jej przed autodestrukcją. Natomiast mistyczka Anne chce harmonijnie żyć z naturą, jej poglądy na religię są bardzo wywrotowe. Nie do końca przekonała mnie ta postać, momentami naiwna, banalna i tak nowoczesna w swoich opiniach.
Powieść oparta jest na koncepcie, co dla niektórych może być wadą, bo zbyt szybko można go rozszyfrować. Autor nie wykorzystał także w pełni ambiwalentnej symboliki zwierciadła. Muszę przyznać jednak, że losy trzech bohaterek są na tyle wciągające i zgrabnie skonstruowane, że nie przeszkadza to aż tak bardzo. Poza tym pisarz dobrze zna psychikę kobiet i trafnie oddaje ich rozterki oraz pragnienia, a nie jest to częste u mężczyzn. Warto więc sięgnąć po jego prozę, by przejrzeć się we własnym odbiciu i odnaleźć cząstkę siebie.
Eric-Emmanuel Schmitt, Kobieta w lustrze, Znak 2012