- Co Teatr Lalki i Aktora zyskał na sprzedaży dawnego Domu Aktora?
Zbigniew Prażmowski: Przede wszystkim pozbyliśmy się kosztów utrzymania tej nieruchomości. Spłacimy także długi, które od lat ciążą na teatrze. Mój poprzednik, dyrektor Jerzy Karmiński, zastał placówkę z długami, które po zmniejszeniu dotacji ze starostwa zaczęły jeszcze rosnąć. Nieuregulowane zobowiązania dotyczyły praktycznie wszystkich: dostawców, współpracowników, pracowników. Teatr od lat skutecznie bierze udział w konkursach w celu pozyskania środków z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W tym roku także złożyliśmy wnioski o pieniądze na dokończenie inwestycji i wymianę na nowy naszego wysłużonego busa. Warunkiem uzyskania tych pieniędzy jest wkład własny w wysokości 200 tysięcy złotych. Spłata długów i wkład własny wyczerpują środki ze sprzedaży nieruchomości.
- Czyli, krótko mówiąc, wyszliście „na czysto”?
Zbigniew Prażmowski: Tak. Odcinamy ten „ogon”, ciągnący się za nami od lat dziewięćdziesiątych. Odkąd jestem dyrektorem, szukam oszczędności poprzez cięcie kosztów. Między innymi dzięki temu nie narobiliśmy nowych długów. Milion złotych, który otrzymaliśmy ze starostwa, wystarczy na w miarę stabilne funkcjonowanie, na wypłacenie pensji i podatki. Proszę pamiętać, że od 1999 roku w teatrze nie było podwyżek płac. Na inne koszty (prąd, gaz, realizację nowych przedstawień) musimy znaleźć inne źródła finansowania, po prostu musimy je wypracować.
- Czy jest pan zadowolony ze współpracy z władzami samorządowymi?
Zbigniew Prażmowski: Nie jesteśmy zostawieni na pastwę losu. Starosta jest dobrym partnerem do rozmów. Mam zapewnienie, że będzie się starał pomóc teatrowi. Liczę także na pomoc Gminy Wałbrzych. Działamy w mieście, jeżdżąc na różne festiwale, zdobywając nagrody, poprawiamy jego wizerunek, promujemy nie tylko powiat, ale także Wałbrzych. Byłoby miło, gdyby władze miejskie spojrzały na nas przychylniej. Jest to ważne o tyle, że znowelizowana ustawa o działalności pożytku publicznego i wolontariacie spowodowała, że nie możemy wnioskować o pieniądze w gminie, starostwie czy urzędzie marszałkowskim na realizację zadań takich jak: przedstawienia czy organizacja warsztatów. W zeszłym roku pozyskaliśmy w ten sposób ponad 20 tysięcy zł. Dlatego jesteśmy na etapie zakładania stowarzyszenia, które będzie mogło pozyskiwać takie środki i współpracować z teatrem. A Miasto ma inne, poza „żywą gotówką”, możliwości wspierania placówek kulturalnych.
- Jak pan odbiera fakt pozostawania nadal pełniącym obowiązki dyrektora, mimo sukcesów i pozostawania w należytych stosunkach ze starostwem?
Zbigniew Prażmowski: To trochę kontrowersyjna sytuacja. Jestem już dziesiąty miesiąc p.o. Wydaje mi się, że pokazałem zarówno jako dyrektor naczelny, artystyczny, menadżer, że mam odpowiednie kwalifikacje. Zebrałem grono sponsorów, były udane akcje promocyjne, sprzedaż foteli i cegiełek, stowarzyszenie. Jako instytucja robimy wszystko, żeby być partnerem, a nie tylko przychodzić po pieniądze. Wiem, że trwa procedura powołania mnie na stanowisko dyrektora. Musimy jeszcze porozmawiać o warunkach współpracy, szczególnie o budżecie na kolejne lata. Koszty rosną, nie da się ich bez przerwy obcinać. Muszę wiedzieć, na jakie pieniądze będę mógł liczyć ze strony samorządu, aby resztę pozyskać z innych źródeł.
- Czy fakt, że nie ma pan podpisanego konkretnego kontraktu, przeszkadza w realizacji planów artystycznych?
Zbigniew Prażmowski: To nie ma żadnego znaczenia. W tej działalności trzeba planować na dwa lata naprzód. Są już zaplanowane premiery na jesień 2011 i wiosnę 2012 roku. Jeżeli się chce zaprosić do współpracy dobrego reżysera czy scenografa, trzeba to zrobić z dwuletnim wyprzedzeniem. Wiele osób pracujących u nas gościnnie, robi to za mniejsze wynagrodzenie niż w innych teatrach, ponieważ u nas jest miła atmosfera i lubią do nas przyjeżdżać. Podoba im się Wałbrzych, współdziałanie z naszymi pracowniami i aktorami. Nasze spektakle są zauważane w kraju i za granicą. Jednak najpierw muszę znać budżet, żeby móc składać propozycje współpracy.
- Jesteście znani w Polsce? Często występujecie poza Wałbrzychem?
Zbigniew Prażmowski: Występujemy sporo w całej Polsce. Od pewnego czasu zaczęły się do nas odzywać teatry i firmy impresaryjne. Kilka dni temu byliśmy w Warszawie. W Krakowie Teatr Łaźnia Nowa chce podjąć z nami dłuższą współpracę i wystawić wszystkie nasze spektakle. W marcu i kwietniu będziemy się prezentować w Teatrze Palladium i w Teatrze Guliwer w Warszawie. Mamy zaplanowane spektakle w Zielonej Górze. Jesteśmy zapraszani na festiwale, zdobywamy nagrody. Nasza marka jest rozpoznawalna i doceniana, więc często wyjeżdżamy. Nie zapominamy jednak o wałbrzyskiej widowni. Na co dzień organizujemy spektakle dla szkół i przedszkoli, a w niedziele cieszące się dużą popularnością spektakle otwarte.
- Czy prestiż i nagrody idą w parze z zyskami?
Zbigniew Prażmowski: Staram się zawierać takie umowy, żeby wyjazdy dawały prestiż i nagrody, ale też wiązały się z zyskami. Zwykle mamy częściowy zwrot kosztów przejazdu, diety i gaże dla aktorów. Z reguły coś jeszcze zostaje dla teatru. Niestety, zdarza się, że odmawiamy udziału w imprezach czy festiwalach, które są prestiżowe i udział w nich jest wyróżnieniem. Musielibyśmy jednak do tego dokładać. Z takiego powodu odmówiłem udziału w festiwalu na Ukrainie, choć byliśmy jedynym polskim teatrem, który zaprosili. Podobnie jest z zaproszeniem do Bułgarii, które otrzymujemy od kilku lat. W tym roku możemy pojechać na Dni Kultury Polskiej do Archangielska, właśnie teraz negocjujemy warunki. Rezygnujemy też z wyjazdów w okolicy Dnia Dziecka, ponieważ wtedy najważniejsi są nasi widzowie! Teatr Lalki i Aktora od dawna przynosi chlubę powiatowi i miastu. Nie przekładało się to jednak na finanse. W ostatnim czasie jest trochę lepiej. Mam nadzieję, że już niedługo zostanie zauważony związek naszych sukcesów z pozytywnym wizerunkiem Wałbrzycha.
- W dzisiejszym teatrze dominuje eksperyment, mieszanie i szukanie nowych środków wyrazu. Czy jest jeszcze powrót do klasycznej formy teatru lalkowego z parawanem i pacynkami?
Zbigniew Prażmowski: Współczesny odbiorca jest wychowany na zupełnie innym teatrze. Taki spektakl mógłby być odebrany jako monotonny i nudny. Nie mówię jednak, że nigdy takiej sztuki nie wystawimy. Musiałby to być jednak jakiś wyjątkowy pomysł. W naszych inscenizacjach pojawiają się lalki i całe instrumentarium teatru lalek. Przedstawienia lalkowe są bardzo kosztowne. Lalki muszą być rzeźbione i muszą się ruszać. Ich wykonanie jest pracochłonne, czasochłonne i drogie. Jesteśmy teatrem lalki i aktora. Łączymy różne formy ekspresji: plan żywy, maski, lalki, teatr cieni, przerysowany kostium.
- Czy Teatr Lalki i Aktora często wychodzi na ulicę?
Zbigniew Prażmowski: Tak, często jesteśmy zapraszani przez szkoły na pikniki rodzinne, festyny. Bierzemy wtedy kostiumy, rekwizyty i uczestniczymy w zabawie. Liczę też, że amfiteatr na Placu Teatralnym będzie miejscem takich imprez. Może uda się przygotować taki uliczny spektakl na otwarcie tego obiektu. Mam także pomysły na zaistnienie w przestrzeniach Starej Kopalni. Mam nadzieje, że będzie to możliwe w stosunkowo krótkim czasie. Wtedy wyjdziemy na ulice i jeszcze bardziej zaistniejemy w świadomości wałbrzyszan. Choć przyznam, że już teraz nie jest źle, rośnie nam widownia, także dzięki mediom, informującym o naszej działalności.
- Nie jest pan wałbrzyszaninem z urodzenia, ale od kilku lat mieszka i pracuje w Wałbrzychu. Jak pan postrzega to miasto?
Zbigniew Prażmowski: Wałbrzych ma wielki potencjał. Są w okolicy wspaniałe tereny turystyczne, w mieście jest baza w postaci Teatru Dramatycznego, Filharmonii Sudeckiej i Teatru Lalki i Aktora. Ostatnio wiele się mówi o turystyce kulturalnej. Mamy w okolicy dobrze rozwiniętą agroturystykę. To może być świetna propozycja dla ludzi z innych terenów Polski i z zagranicy. Owszem, infrastruktura jest słaba. Problemem są nie tylko drogi, ale też brak taniej bazy hotelowej. Kiedyś grupa znajomych musiała zanocować w Zagórzu Śląskim, bo w Wałbrzychu nie znaleźli odpowiedniego miejsca. Wałbrzych i jego mieszkańcy mają przed sobą szansę na rozwój i dobre życie. Ja jestem wałbrzyszaninem „nabytym”, ale utożsamiam się z tym miastem. Ciągle mam propozycje pracy, choćby w Krakowie czy Warszawie. Jeżeli jednak będą tu możliwości działania i rozwoju, to nie widzę powodu, aby opuszczać Wałbrzych. Jestem optymistą i wierzę, że już w niedalekiej przyszłości będzie dobrze.
- Dziękuję za rozmowę i życzę sukcesów.