O tym, że Wrocław, czy też takie miasta jak Lubin, Polkowice czy Legnica rozwijają się szybciej, wiemy nie od dziś. Duży wpływ na taki stan rzeczy ma migracja ludzi z południa Dolnego Śląska właśnie do tych rozwijających się miast. Na pewno też duże znacznie ma fakt, że strumień rządowych i unijnych pieniędzy do tych miast trafił, a biedne południe Dolnego Śląska musi o każdą złotówkę walczyć.
- Złożyłem oficjalny wniosek do Sejmiku Województwa Dolnośląskiego, by poszczególne sesje organizować w terenie, poza Wrocławiem, a w miastach takich jak choćby Nowa Ruda, Kamienna Góra czy Kłodzko - mówi Roman Szełemej. - Mówię o tym od wielu miesięcy, bo rozwój Dolnego Śląska jest nierównomierny.
Zdaniem prezydenta Wałbrzycha, który ma poparcie w osobach prezydentów, burmistrzów i wójtów południa naszego województwa, o tym nierównomiernym rozwoju świadczą liczby, choćby PKB - we Wrocławiu 7 tys. 200 zł na mieszkańca, w Zagłębiu Miedziowym około 6,5 tys. zł na mieszkańca, a w Wałbrzychu już tylko 3 tys. 600 zł na osobę.
- Trzeba podejmować kolejne, systematyczne kroki i działania, by te różnice niwelować - mówi Szełemej. - Jednym z pomysłów jest stworzenie strategii "Sudety 2020-2030". Wspólnymi siłami możemy osiągnąć więcej, podnosić kwestie nierównomiernego rozwoju naszego województwa. Wtedy być może zostaniemy zauważeni, a wspólna inicjatywa, tak jak w przypadku utworzenia Aglomeracji Wałbrzyskiej, co daje naszym miastom realne korzyści, powinna również przynieść korzyści miastom z południa Dolnego Sląska.