- Od najmłodszych lat byłeś związany z muzyką. Mam na myśli szkołę muzyczną i grę z różnymi zespołami. Dlaczego wybrałeś architekturę, jako dalszy kierunek kształcenia?
Maciej Balcar: Architektura zawsze mnie interesowała. Na końcu szkoły średniej miałem dylemat: co dalej? Pośród wszystkich pomysłów na przyszłość ten rysował się całkiem realnie. Miałem wśród starszych kolegów paru studentów architektury i to oni pomogli mi w podjęciu decyzji. Te studia są naprawdę ciekawe i kształcą wszechstronnie. Z jednej strony czysto artystyczne przedmioty, z drugiej fizyka, mechanika i historia. Wiedziałem też, że nie jest to cyrograf na całe życie, gdybym się rozmyślił miałbym przecież szansę startować na inny wydział. Na szczęście nie miałem takiej potrzeby. Architekturę bez problemu godziłem z zainteresowaniami teatrem, muzyką, koszykówką…
- Chcę zapytać o początki twojego grania z zespołem Dżem. Czy towarzyszyły ci jakieś obawy związane z faktem, że „zastępujesz” Ryśka Riedla?
Maciej Balcar: Najbardziej obawiałem się, że nie będę się mógł odczepić od fraz Ryśka. W końcu na tej muzyce się wychowałem. Wiedziałem, że bez problemu skopiuję każdy jego zaśpiew, ale zupełnie nie o to chodziło. Przed podjęciem decyzji na tak postanowiłem, że zrobię wszystko, żeby w piosenkach dżemowych ludzie czuli ten sam klimat, ale słyszeli Balcara a nie Riedla. A przynajmniej Riedla w interpretacji Balcara.
- Między twoimi autorskimi płytami jest 12 lat przerwy. Dlaczego aż tak dużo? Co, poza obowiązkami zawodowymi, ją spowodowało?
Maciej Balcar: Przede wszystkim to brak czasu. Gramy z Dżemem naprawdę dużo koncertów, pół roku przynajmniej spędzamy w trasie. Na pisanie piosenek czasu zawsze wystarcza, ale żeby to jeszcze zaaranżować, nagrać i wydać, a później jeszcze to jakoś zaprezentować, na to czasu naprawdę brakuje. Tym razem postanowiłem, że musi się udać. Moje rodzinne miasto, Ostrów Wielkopolski, zaproponowało mi dofinansowanie płyty oraz wzięcie udziału w akcji promocyjnej, w której w 2010 roku witałem wszystkich przyjezdnych ze specjalnych banerów, tzw. „Witaczy“. Płyta powstawała równolegle z płytą dżemową, ale miałem dziwne przeczucie, że wszystko musi się udać. I tak powstał album „Ogień i Woda“.
- W twoich tekstach można zauważyć akcenty religijne, zagrałeś w musicalu o Jezusie. Czy religia jest dla ciebie ważna?
Maciej Balcar: Jesus Christ Superstar to tak wyjątkowy spektakl, że nawet gdybym był innowiercą, przeszedłbym na chrześcijaństwo. Ta muzyka wywołuje u mnie dreszcze. Wiara jest dla mnie ważna, choć nie jestem ortodoksem. Ten spektakl jest dla mnie jak msza, pokuta i rozgrzeszenie jednocześnie.
- Nie wymawiając, zbliżają się twoje czterdzieste urodziny. Czy jest to dla ciebie okazja do jakichś szczególnych podsumowań?
Maciej Balcar: Najlepszym podsumowaniem jest właśnie solowa płyta, dlatego, że zawiera 4 utwory z debiutanckiej płyty „Czarno“, czyli z moich solowych początków, ale także utwory całkiem nowe.
- Czy jest coś, czego obawia się Maciej Balcar? Myślę o utworze „Strach” z płyty „Muza”.
Maciej Balcar: Strach został napisany pod wpływem nieuzasadnionych obaw przy błahych problemach. Złapałem się na tym, że najgorsze jest samodzielne napędzanie własnych lęków. Dzięki temu odkryciu, wiele spraw traktuję teraz z większym dystansem.
- Jak sprawuje się Harley? Możesz powiedzieć kilka słów o nim? Jest w Tobie coś z „Easy ridera”?
Maciej Balcar: Ha, ha. Jestem wzorcowym przykładem „Easy ridera”. Samotny jeździec na bezdrożach, przemierzający okoliczne wsie. Kupiłem ośmioletniego Harleya Sportstera i nie mam za bardzo czasu na nim jeździć, ale zrobiłem w trzy miesiące prawie dwa tysiące kilometrów po mojej okolicy.
- Na koniec odwieczne pytanie o plany? Jakie pomysły czekają na realizację?
Maciej Balcar: Na razie będę koncertował z Dżemem, wtrącając w repertuar nową płytę „Muza“. Na koncertach solowych będę promował album „Ogień i Woda“ oraz przygotowywał się do paru innych, także swoich projektów. Jednak o nich powiem, gdy będą trochę bliżej finału. Zdradzę tylko, że chcę trochę więcej pograć na fortepianie…