Ciężko powiedzieć, który z tych środków transportu cieszy się większą popularnością, choć z pewnych względów, prywatne nyski górują nad publicznymi autobusami. Przede wszystkim są tańsze, bo przejazd kosztuje średnio od 0,20 do 0,50 gr mniej i znacznie szybsze. I tu zaczynają się kłopoty – dla nikogo nie jest obcy widok nyski zajeżdżającej drogę autobusowi lub wymijającej gwałtownie inne samochody. Wiadomo – ona zawsze przyjedzie o kilka minut szybciej, co jest niesamowicie wygodne dla pasażerów, ale dla innych uczestników ruchu drogowego już niekoniecznie.
Panuje przekonanie, że kierowcy autobusów są dużo bardziej uprzejmi niż ,,prywaciarze”. Ci zaś, nie mogąc liczyć na stałą pensję, bronią się, że przecież muszą jakoś zarobić, a konkurencja jest duża.
Niedawno, komunikacyjny spór wszedł w decydującą fazę : na ulicy Wysockiego, głównym przystanku postojowym publicznych środków transportu i tych prywatnych, ostatnio zatrzymują się głównie autobusy. Przyczyna - jak się okazało jest bardzo prosta – nyski mają tam zakaz zatrzymywania się, z wyjątkiem tych, które planowo wysadzają tam pasażerów.
– Nie warto się tam zatrzymywać na zakazie – mówi kierowca nyski nr 5. - Mandaty dają i to wysokie, od 200zł w górę. Jak kilku chłopaków dostało, to przestaliśmy tam stawać. Poza tym jak ktoś się zatrzyma, to mu zaraz zdjęcie robią, a ja nie po to cały dzień jeżdżę, żeby jeszcze tak dużo za postój płacić.
Wydaje się, że racja w jakiś sposób leży po obu stronach – monopolizm w żadnej formie nie jest dobry, a celowe działanie na niekorzyść drugiej strony, zwyczajnie nie etyczne.