- Kieruje Pani nie tylko instytucją, ale przede wszystkim naprawdę dużym zespołem. Ma Pani jakąkolwiek wolną chwilę?
- Funkcja dyrektora wiąże się z wieloma obowiązkami, o których wcześniej nie miałam pojęcia. I przyznaję, że wygląda to trochę inaczej, niż sobie wyobrażałam. Ale wszystko jest do dźwignięcia, to tylko kwestia uporządkowania, choć nie starcza mi już czasu na życie prywatne. To się odbija przede wszystkim na mojej rodzinie. Jednak moja córka, która również jest ściśle związana z zespołem, rozumie, dlaczego tak to wygląda.
- Podjęłaby Pani raz jeszcze taką samą decyzję? Zgłosiłaby Pani swoją kandydaturę ponownie?
- Niedawno koleżanka zadała mi to samo pytanie. Tak. Robię to, co lubię, co kocham, co mnie fascynuje. Cały czas myślę, żeby zrobić coś, żeby było jeszcze lepiej.
- Długo można pracować bez żadnej przerwy, bez chwili odpoczynku?
- Też sobie zadaję czasem to pytanie. Bywają chwile zwątpienia. Ale wtedy pojawia się młodzież. I te chwile stają się tylko krótkimi momentami, bo oni - dając siebie, swoją energię, radość, młodość - nie pozwalają, by to trwało dłużej. Problemy są po to, żeby je rozwiązywać, a przeszkody, żeby je pokonywać.
- Chciała Pani odejść?
- Tak, pierwszą osobą, która mi zabroniła - była moja córka, później kadra, a następnie członkowie zespołu – ci, którzy wiedzieli. Człowiek ma pewną dozę wytrzymałości. Szczególnie jeśli da z siebie 101%, bo chce coś zrobić, a to się nie uda. I baterie się wyczerpują… Ale właśnie wtedy młodzież zrealizowała swój projekt- pokaz mody w stylu folk. I to dało mi kolejną energię. Mam nadzieję, że na bardzo długo.
- Zostawmy na moment pracę… Czy jest coś – poza tańcem – co daje Pani tyle samo radości?
- Muzyka, podróże, poznawanie nowych ludzi… Zespół łączy to wszystko. To jest wspaniała przygoda życia. Uczymy się nie tylko tańca, śpiewu, ale przede wszystkim – różnych relacji międzyludzkich. Nawiązujemy kontakty, wyjeżdżamy, poznajemy różne kultury.
- Jest miejsce, które chciałaby Pani odwiedzić?
- Podczas Międzynarodowego Festiwalu w Stanach Zjednoczonych poznałam osoby z Nowej Zelandii i Kostaryki - obiecałam sobie, że kiedyś tam pojadę. Myślałam, że prywatnie, ale może uda mi się zabrać w te miejsca zespół…
- Jak regeneruje Pani siły?
- Kiedyś odpoczywałam wśród ludzi, muzyki, szumu, a teraz kojąca jest dla mnie cisza i spokój. Każde miejsce jest dobre, byle móc wyłączyć telefon i spędzić czas z rodziną. Znalazłam taki „kącik” w Białce Tatrzańskiej. Może kiedyś się tam wybiorę, jeśli znajdę chwilę.
- O czym Pani marzy?
- Przede wszystkim o tym, by moje dziecko było szczęśliwe. Ponadto marzy mi się, żeby każdy młody człowiek chciał być członkiem Zespołu i żeby to był dla niego zaszczyt, żeby dobrze – i tylko dobrze – mówiono o Zespole, żebyśmy się rozwijali oraz zaskakiwali Wałbrzyszan. Aby ten Zespół trwał - do końca świata i jeden dzień dłużej.
- Czego mogę Pani życzyć na najbliższy czas?
- Wytrwałości.
- Życzę zatem – w imieniu swoim i całej redakcji – nie tylko wytrwałości, ale także spełnienia tych wszystkich marzeń.