Po czwartkowej rezygnacji Sergiusza Najara, otwierającego listę kandydatów do sejmu w okręgu wałbrzyskim, powstał wakat. Sergiusz Najar napisał list otwarty do Grzegorza Napieralskiego, w którym informował szefa partii o rezygnacji oraz uzasadniał swoją decyzję, między innymi niechęcią lokalnych władz SLD do niego jako osoby, która nie jest w stanie „pociągnąć listy” do sejmu: „Zamiast rozmowy z SLD o programie dla regionu, spotkałem się głównie z odmową, zamiast wykorzystania mojego doświadczenia i potencjału, spotkałem się z małostkowymi intrygami i żałosnymi pretensjami”(www.naszemiasto.pl).
W rozmowie z nami przewodniczący powiatowych struktur SLD, Robert Ławski mówił: - „Lokomotywą” musi być ktoś, kto jest wałbrzyszanom znany i komu ufają. Wałbrzych potrzebuje parlamentarzystów z Wałbrzycha, bez względu na opcję polityczną. Mamy osiem miejsc w sejmie i powinniśmy zrobić wszystko, by nasze samorządy miały jak największe wsparcie w Warszawie. Taką osobą jest Danuta Marosz. Jest osobą znaną i akceptowaną nie tylko w środowiskach lewicowych, ale przez swoje sukcesy jako dyrektor teatru, przez ogół wałbrzyszan.
Z kolei Danuta Marosz była bardzo powściągliwa w ocenie własnej kandydatury: - Jest mi bardzo miło, że jestem brana pod uwagę, ale ja nie planuję żadnej kariery politycznej, w każdym razie w najbliższym czasie.
Minęło kilka dni, ostateczny termin zgłoszenia list wyborczych zbliża się nieubłaganie. Działacze SLD ponownie podjęli próbę przekonania Danuty Marosz do kandydowania w październikowych wyborach.
- Do startu w wyborach przekonywali mnie poseł Henryk Gołębiewski i starosta Robert Ławski. To dla mnie bardzo trudna decyzja. Mam wielki dylemat. Decyzji jeszcze nie podjęłam. To jest zmiana sposobu życia dla całej rodziny. Myślę jednak, że ostateczną decyzję podejmę jeszcze dzisiaj – mówiła w rozmowie z nami w niedzielę po południu Danuta Marosz.
