Tym razem na niedzielnej Giełdzie Staroci było więcej oglądających niż kupujących.
– Przyszedłem raczej pooglądać, ale zabrałem ze sobą parę złotych, gdybym znalazł coś naprawdę ciekawego. Ceny są dość wysokie i dużo podróbek, więc amatorom radziłbym trzymać się na baczności - mówi pan Jerzy, cykliczny bywalec wałbrzyskiej giełdy staroci.
Wśród licznie wystawionych eksponatów można było zakupić m.in. starodawne lampy, obrazy, porcelanę, srebro, monety, rzemiosło artystyczne, książki itp. Największe zaciekawienie oglądających i kupujących wzbudzała przedwojenna broń ręczna m.in. angielskie bagnety z okresu I wojny światowej (400 zł). Innym bardzo chętnie oglądanym rekwizytem była indyjska finka z pięknie rzeźbioną drewnianą rękojeścią (40 zł).
Pośród prawdziwych godnych uwagi antyków dodatkowo można było odnaleźć przedmioty znane nam z współczesności i życia codziennego, np. kasety magnetofonowe, płyty CD, telefony komórkowe, zabawki, ubrania, kajdanki policyjne, etc.
Pan Henryk, z zamiłowania numizmata wystawia swoje skarby na prawie każdej odbywającej się giełdzie staroci, jednakże bywa i tak, że nie sprzeda ani jednego ze swoich eksponatów.
– Wydaje mi się, że w Wałbrzychu nie ma zbyt wielu miłośników antyków, chyba że tych z okresu PRL - śmieje się pan Henryk. - Ale jestem tu prawie zawsze, więc samo to, że komuś podoba się to, co mam, jest dla mnie wystarczającą rekompensatą. Bo szkoda chować takie cuda w piwnicy czy na strychu – dodaje.
Za miesiąc kolejna giełda, więc znów będzie można nacieszyć oko pięknymi starociami, nie tylko z Dolnego Śląska.