Vianne, ponad osiem lat po przeprowadzce do Paryża dostaje list od nieżyjącej już, dawnej przyjaciółki, Armande. Kobieta przed swoją śmiercią pisze do Vianne z prośbą o odwiedzenie małego miasteczka, w którym kiedyś obie mieszkały, gdzie główna bohaterka prowadziła uroczą chocolaterie, ale skąd przepędził ją niesprzyjający wiatr wrogo nastawionych mieszkańców. Vianne postanawia spełnić prośbę przyjaciółki- wsiada do pociągu z dwoma córeczkami i wraca: do Lansquenet, do tamtych wspomnień, do tamtych ludzi, ale czy wciąż do tamtych smaków?
Narracja prowadzona jest naprzemian przez Vianne Rocher oraz księdza Francisa Reynauda- byłego proboszcza tamtejszej parafii, który w dużej mierze przyczynił się do wyjazdu Vianne z Lansquenet kilka lat wcześniej, a teraz zdaje się potrzebować jej pomocy, jak niczego innego. W mieście pojawił się problem mieszanki etnicznej, a dalej religijnych sporów, podpalenia i wysuwanych oskarżeń. Prowincjonalna społeczność nie milknie w tej sprawie, a dylematy i wybory, których trzeba dokonać nie wydają się łatwe.
Temu wszystkiemu towarzyszą w opowieści bogate i rozmaite opisy atmosfery małego francuskiego miasta, jego barwnych mieszkańców i niemniej nieprzewidywalnych problemów, które oni powodują. Joanne Harris nie zawodzi i tym razem w kwestii plastyczności obrazów i oddziaływania na ludzkie zmysły. Kreśli pejzaże, podsuwa talerze pełne łakoci i wodzi za nos zapachami.
Obok „Brzoskwiń dla księdza proboszcza” nie można przejść obojętnie, a kiedy się już ich skosztuje, bardzo trudno przestać. Uzależniają może jeszcze bardziej niż bestsellerowa „Czekolada”. A na dodatek są kluczem w całej sprawie... Soczyste, pachnące i kuszące. Jak Joanne Harris i jej najnowsza powieść.