Taki punkt wyjścia mamy w powieści Marty Stefaniak „Czary w małym miasteczku”. Jest tam prawie jak w tekście piosenki Zbigniewa Zamachowskiego: „W małym miasteczku są mali ludzie ciepło ubrani na zimę. Chodzą do przodu, marzą o cudzie. Mają dwie nogi, nie mają kina”. W pierwszej części książki zatytułowanej „Troski” obraz miasteczka jest posępny i odmalowany w czarnych barwach („życie nieraz smakowało jak popiół”). Burmistrz jest przekupny, urzędniczka nienawidzi swojej pracy, a księdza trawią żądze. Kino i bibliotekę zlikwidowano, z księgarni zrobiono sklep papierniczy. Mężczyźni jeżdżą na saksy, potem przepijają pieniądze, a cały ciężar wychowania dzieci spada na matki. Dosyć stereotypowy obraz społeczności, ale także niestety bliski doświadczeniom i realiom naszego życia.
Czasem jednak wystarczy mały impuls, żeby zmienić, a raczej odczarować (dosłownie) tę przygnębiającą sytuację. Do naszego książkowego miasteczka przybywa starsza kobieta, podająca się za Annę Kowalską. Ale jej pospolite nazwisko w ogóle nie pasuje do tej niezwykłej osobowości. I tutaj zaczyna się bajka. Starsza pani próbuje wpłynąć na małomiasteczkową rzeczywistość i skłonić ludzi do zmiany ich szarego życia. Działa niczym wróżka. Siła jej perswazji jest ogromna. Jednak nie jest to sielankowa opowieść. Nie wszystko może się udać. Czasami choćbyśmy nawet próbowali czarów, trudno jest zmienić czyjeś nastawienie. Również idylla nie może trwać wiecznie. Niekiedy trzeba włożyć samemu trochę wysiłku, by pomóc szczęściu. I to jest najtrudniejsze, bo paraliżuje strach, nieśmiałość, głupi upór.
Bajki kończy zazwyczaj zdanie: „I żyli długo i szczęśliwie”. Tutaj cała historia nie zamyka się w momencie triumfu bohaterów. Jest poprowadzona dalej. Byłam bardzo ciekawa, co autorka zrobi z tak interesująco nakreśloną sytuacją. Oczywiście nie zdradzę pointy, uchylę jedynie rąbka tajemnicy, że ostatnia część nosi tytuł „Wyzwanie”. John Updike, mistrz opisu małomiasteczkowej prowincjonalnej Ameryki w swoich „Miasteczkach” stwierdził: „Żyć to coś szalonego. Miasteczka są po to, żeby powściągnąć to szaleństwo, żeby ogładzić porywy szaleństwa i zamienić je w obyczaje; żeby chronić nas przed ciemnością zewnętrzną i ciemnością w nas samych”. Marta Stefaniak, bystra obserwatorka rzeczywistości daje nam wszystkim nadzieję na to. Będę czekać na jej kolejne powieści.
Marta Stefaniak, Czary w małym miasteczku, Prószyński i S-ka 2012