Pozwy wniosła dyrektorka Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, Ilona Siemińska.
- Kierowaliśmy się wyłącznie dobrem dziecka. Dodatkowe pieniądze oznaczałyby więcej zajęć pozalekcyjnych, wycieczki, naukę języków obcych i inne dobra, zapewniające wszechstronny rozwój dziecka i lepsze rokowania na przyszłość – wyjaśnia Ilona Siemińska.
W tej chwili rodzina, która wykaże, że nie ma dochodów, jest zwolniona z odpłatności za pobyt dziecka w rodzinie zastępczej, albo w placówce opiekuńczej. Dyrektorka PCPR jest jednak przekonana, że ubóstwo jest sztuczne, a wiele rodzin uzyskuje przyzwoite dochody pracując na czarno, albo wyjeżdżając za granicę.
- W Powiatowym Urzędzie Pracy zapewniono mnie, że praca jest, i każdy zainteresowany, jeśli nie od razu, to za tydzień, albo za miesiąc może zatrudnienie uzyskać. Ale rodzice wolą zbierać puszki, niż pracować na etacie. To się zrobił taki sposób na życie, a za dzieci płacimy my wszyscy, czyli podatnicy – tłumaczy Siemińska.
Informacje o statusie materialnym poszczególnych rodzin uzyskano w czasie wywiadów środowiskowych, które pracownicy socjalni przeprowadzają dwa razy w roku.
- Rodzice żyją sobie lekko, łatwo i przyjemnie, a w dokumentach są tak biedni, że na dzieci im nie wystarcza – mówi z goryczą dyrektorka.
Ilona Siemińska ma nadzieję, że sąd rodzinny znajdzie sposób na zdyscyplinowanie rodziców i ponoszenie odpowiedzialności za własne potomstwo.
- To nie jest problem tylko Wałbrzycha. Tak się dzieje w całym kraju. Pora zareagować na ten proceder – mówi.
W powiecie wałbrzyskim na państwowym garnuszku przebywa około tysiąca dzieci. Sztab ludzi pracuje nad tym, aby kiedyś mogły powrócić do swoich biologicznych rodziców.
- Żeby chociaż dziesięć procent rocznie wracało do domów, to już będzie sukces – przekonuje Siemińska.