Już pierwsza tura wyborów samorządowych z 21 listopada przebiegała w atmosferze wzajemnych podejrzeń. Komitety wyborcze zarzucały sobie próby kupowania głosów i nieuczciwą kampanię wyborczą.
Przed drugą turą wyborów ujawnione zostało nagranie rozmowy senatora PO Romana Ludwiczuka z radnym powiatowym WWS Longinem Rosiakiem. To wydarzenia rozpętało prawdziwą burzę w naszym mieście. Senator podczas tej rozmowy miał 144 razy użyć wulgaryzmów. Ludwiczuk zrezygnował z członkostwa w PO, ale to nie zamknęło sprawy.
Tymczasem z dnia na dzień zaczęło się pojawiać coraz więcej informacji o kupowaniu głosów przez poszczególne komitety wyborcze. Patryk Wild, WWS, a także PiS wystąpiły do sądu z wnioskami o unieważnienie wyborów samorządowych w Wałbrzychu. Wałbrzyscy politycy prześcigali się w wydawaniu kolejnych oświadczeń, mających świadczyć o ich niewinności i czystych intencjach. Prokuratura przesłuchiwała kolejnych świadków, którzy mogli mieć wiedzę na temat kupczenia głosami w Wałbrzychu. Zachowanie tychże świadków, co najmniej w niektórych sytuacjach, jest zaskakujące. Część z nich, co potwierdza prokuratura, najpierw złożyło zeznania, by później się z tych zeznań wycofać.
Codziennie Wałbrzych obiegały nowe informacje dotyczące kupowania głosów. Coraz więcej osób znanych z pierwszych stron gazet lokalnych było mieszanych i wiązanych ze sprawą kupczenia głosami. Pisały o nas największe ogólnopolskie gazety. Najświeższe informacje z Wałbrzycha przekazywały wszystkie liczące się w Polsce telewizje. Niemal w całym kraju jesteśmy postrzegani jako miasto, w którym za kilkadziesiąt złotych można bez trudu zakupić głos mieszkańca i dostać się do rady miasta czy rady powiatu.
Wałbrzych jest słynny jak być może nigdy wcześniej w swoje długiej historii. Nasi politycy powinni się jednak zastanowić, czy o taką sławę nam chodzi?