Günther Grundmann konserwator zabytków Dolnego Śląska w czasie II wojny światowej robił wszystko, aby opóźnić projekt przebudowy, a w rzeczywistości barbarzyńskiej dewastacji Zamku Książ. Bezskutecznie. Najpiękniejsza rezydencja Śląska która przez ponad 430 lat znajdowała się w rękach szlacheckiej rodziny Hochbergów, w latach 1944 – 1945 była przygotowywana na reprezentacyjną siedzibę Ministerstwa Spraw Zagranicznych III Rzeszy z pokazowymi apartamentami dla samego Adolfa Hitlera.
Swoje wspomnienia Günther Grundmann opublikował w Monachium w 1972 roku, ale ich treść nie jest powszechnie znana polskim czytelnikom. Przytaczamy ich obszerne fragmenty, które przybliżają ogrom zniszczeń jakich dokonali hitlerowcy w książańskich komnatach.
„W 1946 roku w zamku Pommersfelden koło Bambergu, należący do rodziny Schönbornów, odbył się pierwszy po wojnie koncert muzyki Bacha. Odświętnie ubrani ludzie we wspaniałych pomieszczeniach, koncerty w halach spacerowych, ponownie spotkania z potomkami wielu śląskich rodzin którzy się jeszcze nie znali.
Służący przechodząc między siedzącymi dopytywał się, gdzie mógłby spotkać profesora Grundmanna ze Śląska. Otrzymał bowiem polecenie doręczenia mi zaproszenia księżnej von Pless, z domu hrabianki von Schönborn-Wiesenthield (ur.1896 r.). Pozwoliła sobie mnie zaprosić, żebym wypił z nią herbatę i opowiedział o Książu i jego losie.
Teraz siedziałem elegancko ubrany naprzeciw uprzejmiej pani, w wytwornym salonie, w otoczeniu wspaniałych starych mebli i obrazów, chronionych jak bezcenne skarby i opowiadałem o niczym innym jak tylko o brutalnym zniszczeniu i bestialskim zhańbieniu zbiorów śląskiego zamku. Przy tym chodziło tu nie o zniszczenie spowodowane przez bomby czy też działania wojenne, nie, te zniszczenia były wynikiem gorączkowych, aroganckich posunięć najwyższych władz partyjnych w tamtych czasach, gdy wynik wojny był już od dawna rozstrzygnięty, a Rosjanie przygotowywali się do wielkiej końcowej fazy ich przemarszu na zachód.
Powinienem opowiadać o tych wydarzeniach, ponieważ mimo tego, że byłem konserwatorem zabytków nie mogłem niczemu zapobiec, a jedynie obserwować i potępiać.
Pozwolę sobie jeszcze raz to powtórzyć: chodziło o adaptację zamku Książ w górskiej okolicy Wałbrzycha, dawnej siedziby Hochbergów, późniejszych książąt von Pless.
W 1939 roku byliśmy we Wrocławiu na świetnej imprezie w wyższym prezydium, gdzie spotkaliśmy Jana Henryka XVII (ur.1900). Księcia interesowało odtworzenie wystroju późnobarokowego i częściowo przechodzących już w styl empire pokoi w szlachetnej budowli i w związku z tym prosił mnie o małą poradę po zakończeniu przyjęcia. Dopytywał się także czy właściwie widzieliśmy Książ w czasie kwitnienia rododendronów. Ponieważ odpowiedzieliśmy przecząco, zaprosił nas uprzejmie, przy czym wprawdzie zaznaczył, że jedzie na razie do Anglii, zalecił jednak swojemu kamerdynerowi, żeby jak niegdyś przejrzał jego mundury, gdyż będzie ich wkrótce potrzebował.
To, w powiązaniu z zaproszeniem nas do Książa wyryło mi się wówczas silnie w pamięci, może z tego powodu, że wyrażała się w tym prawidłowa ocena sytuacji politycznej.
Kilka tygodni później wkroczyły do Polski wojska Hitlera. Druga wojna światowa stała się rzeczywistością, rzeczywistością, która dla mojej służbowej pozycji i działalności nabierała szczególnego znaczenia i coraz bardziej dawała mi odczuć, że jestem również ofiar jej nieuniknionych, a pośrednich skutków.
Książę był w Anglii, krzewy rododendronów w Książu w tym czasie zakwitły, a kwiaty po raz kolejny zdążyły zwiędnąć.
Zaskoczył mnie bardzo, że zamiast zaproszenia do księcia otrzymałem rozkaz pojechania do Książa od szefa okręgu, Hankego. Jako powód podano, iż zamek został zarekwirowany z polecenia Fürhera, ponieważ książę wstępując do armii angielskiej został uznany za wroga Rzeszy.
Widzę jeszcze teraz siebie stojącego w holu mieszkania Hankego oraz jego samego jak schodzi po schodach na dół. Powiedziałam mu wówczas, że nie mogę uwierzyć w to, iż książę pełni służbę w armii angielskiej, na co on się odwrócił, podszedł do telefonu i w mojej obecności rozmawiał z Staatsekräter Meissnerem. Potem odłożył słuchawkę, podszedł do mnie i zapewnił, że to prawda. Nadmienił także, że postanowiono z polecenia Fürhera przebudować zamek Książ dla odpowiednich, bliżej nieokreślonych jeszcze celów. Ponieważ podlega on ochronie jako zabytek, życzy sobie w tym mojego uczestnictwa. Przebudowa miała przebiegać według planów architekta Giesslera, brata szefa okręgu monachijskiego. Wyniknął stąd najtrudniejszy dla mnie obowiązek, musiałem bowiem jeździć do Książa towarzysząc transportowaniu dóbr kultury. W Książu w ostatnich tygodniach rozwinął się jeden z największych placów budowy, o niewyobrażalnych jak na owe czasy rozmiarach.
Co z tego miało wyniknąć i jakiemu celowi służyło to niesamowite postępowanie, pozostawało dla mnie na początku zupełnie niejasne. To, czego się dowiedziałem na pewno, to był jedynie fakt, że dolnośląski urząd regionalny, a więc mój urząd nadrzędny, został obarczony odpowiedzialnością za te przedsięwzięcia.
Były administrator zamku Książ, opublikował w 1954 r. w gazecie „Neu Zurücher Zeitung” kilka notatek o rozmiarach tego przedsięwzięcia, które należy określić nie jako budowę, lecz raczej jako dzieło zniszczenia. Treść tych publikacji mogę potwierdzić dosłownie.
„W końcu 1943 roku wydzielono część zamku w tymczasową dzierżawę dyrekcji kolei wrocławskich, ale trwała ona tylko do lutego 1944 r. Co wtedy zrabowano, trudno sobie wyobrazić, ale to wszystko było tylko prologiem. Teraz nastąpiła wspominania konfiskata zamku z polecenia Meissnera i „po ostrym sporze z dyrekcją kolei, która znowu musiała przenieść swoje biura, pojawia się z 1000 ludzi organizacja Todt. Dopiero teraz wszystko się zaczęło. Cały plac zamkowy został podzielony, wszystkie wodociągi w parku wyrwano, tarasy całkowicie zniszczono, przed wejściem wykuto w skale szyb o głębokości 50 m do uruchomienia windy. W związku z tym zbudowano drogę tak, żeby można było dojechać samochodem do windy. Zbudowano także połączenie kolejowe ze Szczawienkiem. Liczba robotników wzrosła już dużo ponad 2000 i zwiększyła się o dalsze 1000 osób, w tym 800 Żydów, dla których założono w pobliżu obóz koncentracyjny.
Odpowiedzialnym za te wszystkie okrucieństwa był sekretarz państwa Meissner. Nazwał on zamek w Książu „Dom Gościnny – Leśna Łąka” . Meble dla tego „domu gościnnego” – 300 sypialni oraz całkowite urządzenie berlińskiego zamku Bellevue magazynowane były w Szczawnie.
Profesor Giessler określił: „za rok zamek Książ będzie nie do poznania”. I tak rzeczywiście było.
W biurze budowy zatrudniono 35 architektów, wyłącznie młodych ludzi między 20 a 30 rokiem życia. Chcę opisać po kolei, jak wszystko zostało zniszczone.
Wyrywano granitowe kamienne portale, które miały być zastąpione marmurem. Hall wejściowy miał być hallem przyjęć, pokój bilardowy – pokojem zabaw (gier). Cały parter razem z muzeum miał być kancelarią i sekretariatem, jedną część piwnic otrzymała policja. W marmurowej Sali Maksymiliana miał być zniszczony sufit i skuty ozdobny marmur.
Profesor Grundmann zabronił jednak przeprowadzenia tych prac, ze względu na wartość zabytkową Sali. Dlatego też przemalowano marmur na czerwono; wyglądało to okropnie. W salonie zielonym usunięto obrazy i całe pomieszczenie, podobnie jak salon czerwony z jego marmurową obudową ścian, przemalowano na biało. Pokój gobelinowy i włoski zostały przebudowane dla Fürhera i zaopatrzone w łazienkę. Z tunelu do pokoju gobelinowego zbudowano windę, żeby Fürher nie pokazując się na zewnątrz mógł dostać się do pokoju.
Salę Krzywą obniżono: piękny sufit z freskowymi malowidłami spoczywa w wąwozie książańskim. To była jadalnia. Połowę winiarni przeznaczono na kuchnię z dojściem do czarnego Dziedzińca. Pokoje cesarskie miały być przebudowane na małe apartamenty. Większe sale przystosowano jako jadalnie dla ludzi. Między pomieszczeniami kuchennymi i Salą Krzywą przewidziano połączenie trzema windami”.
Fakt, że moje nazwisko wymienione zostało w związku z tymi okropnymi pracami, ma swoje uzasadnienie. Jako konserwator zabytków byłem zmuszony włączać się w to bez względu na dobra czy złą sytuację. Ale nie tylko jako konserwator zabytków, także jako Ślązak czułem się w obowiązku przeszkadzać jak tylko mogłem zniszczeniu, a poza tym zabezpieczyć posiadłość rodzinna książąt.
Rozpocząłem więc przewożenie mebli, obrazów i gobelinów z prywatnych pomieszczeń do zamku Hochbergów w Roztoce. Poza tym umieszczona w budynku bramnym słynna biblioteka została przeniesiona w inne miejsce, którego nazwę niestety zapomniałem. Pamiętam tylko jeszcze, ze ten transport powiązany był ze szczególnymi trudnościami. Przy tym całym smutnym przedsięwzięciu dużej pomocy udzielił mi ofiarny pan Gottschling ze słynnej firmy przewozowej Knauera.
Moje przedsięwzięcia wzbudziły nieufność kierownictwa budowy do tego stopnia, że doszło do ostrej sprzeczki między mną a Giesslerem, kiedy on przedłożył mi szkic przebudowy Sali Maksymiliana. Miejsce wspaniałego barokowego zbioru plastyki, marmurowych sztukaterii oraz malarstwa najlepszych śląskich i czeskich mistrzów miała zająć dekoracja architektoniczna w myśl pseudoklasycystycznych wzorców typowych dla sztuki III Rzeszy.
Mój protest spowodował, że pan Giessler ostrzegł mnie, ze jeśli się będę dalej sprzeciwiał jego planom, powie Führerowi w czasie jego pierwszego pobytu w Książu, że ten mierny barok zachowany został z mojego polecenia jako konserwatora terenowego. Odpowiedziałem mu na to z całym spokojem, że żaden przymus nie jest w stanie odwołać mojego sprzeciwu. Następnego dnia szef okręgu postępował jednak zgodnie z moim punktem widzenia. Skończyło się na pomalowaniu Sali czerwoną farbą o czym pisze zarządca zamku, ale dzięki bogu ja tego nie oglądałem.
Przeprowadziłem także restauracje malowideł jednego z pomieszczeń, których twórca był malarz i architekt Tischbein. Przedstawiały one motywy krajobrazowe z ruinami zamku śląskiego, podobnymi do zamku w Grodźcu. Tego ciężkiego zadania podjął się mój stary kolega Johann Drobek. Od niego dowiedziałem się później wielu szczegółów z samowładnych postępowań sztabu budowlanego Giesslera.
Od czasu do czasu zmęczony i obarczony obowiązkami jeździłem do Książa. Przedmioty konfliktów gromadziły się tym bardziej, im bardziej umacniał się rosyjski front na łuku Wisły i im bardziej słabła nasza obrona. Uległo osłabieniu moje poparcie u szefa okręgu. Nadszedł 16 stycznia 1945 roku. Pojechałem wcześnie do Książa. Siedziałem z Drobkiem w kantynie, kiedy ogłoszono przedarcie się Rosjan przez linię frontu pod Baranowem.
Był to początek trwającej niewiele dni panicznej ucieczki sztabu budowlanego i odtransportowania robotników. Minęło zaledwie 14 dni i całe to widmo z tysiącami robotników, uszło. Pozostawiono na wpół zniszczone i okaleczone wnętrza. Tak wyglądała ta „wspaniała” budowa, zdana na łup i ograbienie po katastrofie, która przetoczyła się przez Śląsk.
Kiedy próbowałem przedstawić księżnej von Pless w Pommersfelden moje przeżycia w Książu okazało się jak wielki istnieje kontrast między przeszłością a teraźniejszością. Dowiedziałem się wtedy od niej, że książę wcale nie wstąpił do armii angielskiej, lecz po pięcioletnim internowaniu na życzenie Foreign Office przyjął proponowane mu od dawna obywatelstwo angielskie i dopiero wówczas wstąpił, w 1944 r. do wojsk obrony powietrznej. Jedna z gazet angielskich opublikowała ten fakt, razem ze zdjęciem księcia w mundurze lotniczym, co spowodowało potem akcję konfiskaty zamku.
Jak dziwna jest gra przypadków: dla rozsławienia Książa Henryk XV rozbudował zamek pragnąc zorganizować tu spotkanie trzech cesarzy: Wilhelma II, Franciszka Józefa I i Mikołaja II.
Do tego spotkania w zamku Książ, w którym ponad sto lat temu król Fryderyk Wilhelm III i królowa Luiza przezywali słynny turniej śląskiej szlachty, w zbrojach i z lancami przed romantycznymi ruinami Starego Zamku – jednak nie doszło.
150 lat później zamek miał być kwatera Hitlera i domem przyjęć Rzeszy, gdy Wielka Niemiecka Rzesza sięgać będzie do Bugu – to były słowa Giesslera, które mi kiedyś powiedział. Zamiast tego Rosjanie oblegali już Wrocław i zdobyli Berlin. Ale zamek Książ stał się ruiną i spadł na barki państwa polskiego, jako pozbawiona sensu, zabytkowa budowla.
Günter Grundmann
Günther Grundmann (ur. 1892 w Jeleniej Górze zm. 19 czerwca 1976 w Hamburgu) – niemiecki profesor, malarz, historyk sztuki, konserwator zabytków. Doktor honoris causa Politechniki Wrocławskiej (przed wojną) oraz Uniwersytetu w Hamburgu. Autor książek i artykułów o sztuce Śląska. Twórca tzw. listy Grundmanna.
Erlebter Jahre Widerschein. Bergstadtverlag Wilhelm Gottl. Korn, München 1972 [tlw. Autobiografie, sonst Bericht von Schlösserbesuchen während der Zeit als niederschles. Provinzialkonservator].
Tłumaczenie fragmentów książki ukazało się po raz pierwszy w Informatorze Kulturalnym i Turystycznym Województwa Wałbrzyskiego, nr 2, 3, 4 z 1988 roku, wydawanego przez Wojewódzkie Centrum Kultury i Sztuki „Zamek Książ”.