Pomysł reżyserki przedstawienia, Marioli Ordak-Świątkiewicz, odpowiedzialnej za reżyserię m.in. „Szklanej Góry”, „Wariata” i „Zakonnicy” czy wspomnianej wcześniej „Alicji w krainie czarów”, jest banalnie prosty.
– Chciałam skupić się na postaci Balladyny, dlatego celowo pominęłam kilka ważnych elementów. Nie ma np. warstwy politycznej – wyjaśnia Mariola Ordak-Świątkiewicz. – Chciałam, żeby ta historia była możliwa do wystąpienia we współczesnym świecie, tak żeby młodzi ludzie, którzy przyjdą na to przedstawienie, mieli poczucie, że to się może naprawdę zdarzyć – przekonuje.
Dlatego główną bohaterkę spotykamy w szpitalu dla umysłowo chorych, bo jak tłumaczy pani reżyser, zdarza się tak, że wielokrotni mordercy zamiast do więzienia, często trafiają na leczenie. – Pomyślałam, że najgorszą karą, jaka mogłaby ją spotkać, jest powtarzalność tego co się dzieje i motyw koła. Balladyna za każdym razem ma szansę powiedzieć „tak, jestem winna, więcej tego nie zrobię”, a mimo to daje się złapać, wciągnąć i świadomie mówi „ zrobiłabym to jeszcze raz” - tłumaczy pani Mariola. – Myślę, że może to być dobry punkt do rozmowy z młodzieżą o winie i karze. Bardzo łatwo posunąć się o jeden krok za daleko i wtedy dzieje się tragedia.
Przedstawienie, podobnie jak wcześniej Alicja, na pewno zaskoczy widzów. Ponownie wykorzystano tu plan filmowy, będący w tym wypadku myślami głównej bohaterki, które śledzić będziemy obok wydarzeń na scenie. Jej wspomnienia i liczne retrospekcje, którymi bawi się reżyser, służyć będą zmuszeniu Balladyny do zastanowienia się nad swoim zachowaniem, m.in. poprzez wykorzystanie groteskowej (i jedynej) sceny z lalkami. Jeśli dodamy do tego dziwaczne, trochę przerażające, stroje i skórzano - metalowe maski, inspirowane zdjęciami szpitalnymi z lat dwudziestych, otrzymamy przedstawienie, które na długo zapadnie nam w pamięci.