W dużej sali wystaw czasowych na najbliższe dwa miesiące zagościły grafiki komputerowe autorstwa Tomasza Marońskiego. Wśród siedemdziesięciu bez mała obrazów znaleźć można zarówno futurystyczne krajobrazy z literatury science-fiction, postacie i sceny ze świata fantasy i bajkowe stwory. W zdecydowanej większości prezentowane prace to projekty realizowane przez autora dla polskich i zagranicznych wydawnictw. Są to m.in. okładki książek i gier komputerowych, z których sporą część można również oglądać podczas wystawy. Obok nich pojawiły się też efekty innych pomysłów, jak np. talia kart tarota czy wizualizacje stworzone wspólnie z Tomkiem Bagińskim – twórcą oskarowej „Katedry” – do spektaklu „Siedem Bram Jerozolimy” Krzysztofa Pendereckiego.
- Jak pamiętam, komputery interesowały mnie od dziecka - opowiada Tomasz Maroński. Szybko więc połączyłem te zainteresowania z moją drugą pasją, czyli malowaniem. Inspiracją do moich prac są często rzeczy, które otaczają mnie na co dzień: lampa czy rybia ość, a także detale architektoniczne z Wałbrzycha i okolic potrafią ułożyć się w mojej wyobraźni w elementy fantastycznych światów, które maluję.
Odnajdowanie tych detali, jak choćby szczawieńskiej hali spacerowej, wplecionych dzięki programom do obróbki graficznej, w fantastyczne światy Tomasza Marońskiego, może być kolejnym powodem, dla którego wystawę w muzeum warto odwiedzić.
- Myślę, że odkryliśmy Tomka Marońskiego dla Wałbrzycha – mówi Marek Stadnicki. Twórca znany i uznany nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie doczekał się wreszcie wystawy w swoim rodzinnym mieście. Sam autor także przyznaje, że choć pracował już w różnych miejscach, to wrócił do Wałbrzycha. – Tu jest po prostu fajnie – mówił podczas wernisażu, a wypowiedzią tą wzbudził powszechny aplauz zebranych.
Obok świata wyobraźni Tomka Marońskiego w muzeum pojawił się też świat Barbary Malinowskiej, również wałbrzyszanki, malarki i poetki. Zwiewne postacie aniołów i kobiet, gdzieniegdzie charakterystyczne pejzaże Wałbrzycha – wszystkie w otoczeniu ciepłych pastelowych barw zaaranżowane zostały w małej sali wystawowej wspólnie z wierszami artystki, pozwalając przenieść się zwiedzającym na chwilę w jej prywatny, intymny świat, pełen światła i koloru. – Dlaczego maluję? Najprościej mogę odpowiedzieć: bo mam farby i pędzel. Bo czuję wewnętrzną potrzebę tworzenia i sprawia mi to radość – mówi Barbara Malinowska. W ten sposób opowiadam o sobie, o tym, co widzę i czuję – dodaje.