I choć podróż w nieznane mi dotąd krainy była męcząca, tak sam wypoczynek na Złotych Piaskach należał do prawdziwie udanych. Zakochałam się w plażowaniu nad Morzem Czarnym. Płaska plaża, pokryta milutkim złotym pisakiem, miała łagodne zejście do morza, pozbawione kamieni, co zachęcało mnie, osobę niepływającą, do częstych kąpieli, bez szkód w postaci rys i ran na nogach. Spacery po tamtejszych deptakach były rozkoszą – pełne straganów przytulnych barów i ludzi, którzy promienieli. Nie brakowało oczywiście i takich osób, które czyhały na niewiedzę i naiwność turystów.
W licznych barach i restauracjach można było skosztować zarówno dań z tradycyjnej kuchni bułgarskiej, jak i kuchni europejskiej czy egzotycznej. Ta pierwsza nie przypadła mi do gustu. Słodycz wyciekała z każdej potrawy, więc częściej gościłam w barach sałatkowych, oddalając się od bułgarskich przysmaków. Natomiast nocą rozrywkę zapewniały kluby i dyskoteki, które organizowały nie tylko imprezy zamknięte, ale również party pod gołym niebem na plaży.
Nie taki diabeł straszny, jak go malują, więc i tegoroczne wakacje planuję spędzić z klimatem naszych sąsiadów. Być może podzielę się wrażeniami, choć oczywiście zachęcam do samodzielnego zwiedzania, poznawania i kosztowania życia w różnych zakamarkach świata.