-„Od Sinatry do Presleya”. To tytuł dzisiejszego koncertu przed wałbrzyską i szczawieńską publicznością. My mówimy gorące TAK pańskim dalszym występom tutaj. Jak Pan odnajduje się w tym mieście, przed tymi ludźmi? Jak podobała się atmosfera dzisiejszego wieczoru?
Krzysztof Kiljański: Przede wszystkim muszę powiedzieć, że jestem wniebowzięty. Niedawno, z czystej ciekawości, czytałem w Internecie informacje dotyczące dzisiejszego koncertu i dowiedziałem się, że już ponad tydzień temu wszystkie bilety zostały wyprzedane. Wpadłem wtedy w lekką konsternację, że tak szybko się bilety sprzedały, biorąc pod uwagę fakt, że mamy dzisiaj kryzys i często się zastanawiamy, czy nie lepiej wydać pieniądze, zamiast na kulturę, na rzeczy bardziej związane z naszą egzystencją. Wydać pieniądze na bilety, to w dzisiejszych czasach ważna decyzja- dobra decyzja. Mam więc nadzieję, że ludzie są tym koncertem usatysfakcjonowani. Świetne były reakcje publiczności na partie solowe muzyków, wspaniale zostaliśmy dzisiaj przyjęci w Szczawnie Zdroju. Dlatego nie wyobrażam sobie, żebyśmy tu kiedyś nie wrócili w takim składzie, jak dziś. A być może będzie szansa, żeby tutaj zawitać z moim nowym projektem, nad którym teraz pracuję.
-Czy pańska wizyta w naszych stronach obejmuje tylko koncert, czy będzie Pan miał możliwość zwiedzić kilka miejsc?
Krzysztof Kiljański:Niestety, nie zdążę pozwiedzać Szczawna, ale kiedy podjeżdżaliśmy tutaj do Teatru Zdrojowego przed koncertem, widać było piękne uliczki, domki, charakterystyczną infrastrukturę. Mam nadzieję, że okazja na bliższe poznanie tych okolic nadejdzie już niedługo.
-Wystąpił Pan dzisiaj wraz z zespołem „Old Friends Orchestra”, nazywanym polską elitą jazzową. Czy to wasz debiutancki wspólny występ, czy to już jakaś dłużej trwająca współpraca? Cykl koncertów?
Krzysztof Kiljański:Ta współpraca trwa już czternaście lat. Czternaście lat temu poznałem bliżej, na gruncie profesjonalnym lidera zespołu Jerzego Szymaniuka i wtedy przeprowadziliśmy pierwsze rozmowy na temat współpracy. To było dokładnie przed sylwestrem 1988/89.
-Nie da się ukryć, że większość pańskiej publiczność, niezależnie od tego, jak długo i dobrze zna Pana twórczość, na hasło Kiljański, odpowiada: singiel „Prócz ciebie, nic” z Kayah. Zdaje sobie Pan z tego sprawę? Odpowiada to Panu? Czy ma Pan zamiar walczyć z takim szufladkowaniem twórczości, co by nie mówić, dosyć różnorodnej?
Krzysztof Kiljański:Tak, ja sobie zdaję z tego sprawę. Dostałem taką naklejkę- to ten od Kayah i w ten sposób mnie kojarzą. Ta piosenka będzie za mną chodzić jeszcze bardzo długo. Ale nie ma w tym nic złego. To świetnie dla każdego artysty mieć taką piosenkę, która jest od czasu do czasu wspominana, emitowana w rozgłośniach radiowych. To jest właśnie sens tworzenia i bycia artystą. Odczuwa się wtedy, że ktoś chce tego słuchać. Nie mogę się rzeczywiście od tego utworu uwolnić, ale mam nadzieję, że wraz z nową płytą, pojawi się nowa piosenka, która może nie pobije sukcesu duetu z Kayah, ale chociaż się do niego zbliży. Wszystko zależy w dużej mierze od mojego wkładu pracy i promocji płyty, która jest bardzo ważnym elementem. Liczę na to, że ludzie będą chcieli sięgnąć po tę płytę i że będzie ona dostępna dla wszystkich, zarówno dla licealistów, jak i ludzi starszych.
-Niedawno, zaangażował się Pan w projekt realizacji tekstów Jonasza Kofty, czego owocem jest płyta „Barwy Kofty”. Co skłania jazzmana do takiej decyzji i zmiany wykonywanej muzyki? Czy to pierwsze spotkanie z poezją śpiewaną? I jak bilansuje Pan efekty tego projektu?
Krzysztof Kiljański:Byłem ciekaw, jak ja potrafię zinterpretować te teksty. Póki ich nie nagrałem, nie mogłem się przekonać. Ta płyta nie okazała się jakimś wielkim sukcesem komercyjnym, ale na pewno została w mojej dyskografii. Większą wagę przykładam do tej płyty, która za chwileczkę, w lutym, wyjdzie. W nią wkładam zdecydowanie więcej pracy i czasu, dłużej nad nią myślałem niż nad poprzednią.
-Czyli czego teraz poszukuje „polski Sinatra”?
Krzysztof Kiljański:Odrobiny uznania od publiczności, zwłaszcza w związku z tą nową płytą. Nie musi być ona mega sukcesem, ale ważne, żeby została dostrzeżona, żeby nie poszła w zapomnienie tak, jak wiele płyt na naszym polskim rynku. Pojawiają się one w sklepach, później znikają. Nie musi się ona komercyjnie dobrze sprzedać, największą radością dla artysty jest odbiór, to żeby płyta trafiła do ludzi. Mam wobec moich słuchaczy dług do spłacenia- musieli długo czekać na kolejną płytę. Mam nadzieję, że jeśli sięgną po tę płytę, to się nie zawiodą.
-Czekamy zatem w Wałbrzychu. Dziękuję bardzo.
Krzysztof Kiljański:Dziękuję.