Jakby Pan się określił - poeta, satyryk, tekściarz, bard?
Andrzej Poniedzielski: Od bardowania zaczynałem, później pisałem wiersze, które opublikowano, choć ja nie uważam się za poetę, a bardziej za poetę użytkowego. Nie jestem raczej satyrykiem, choć pewne elementy satyry wprowadzam do swojego programu. Jestem też konferansjerem i reżyserem, tak wszystkiego po trochę - próbuję różnych dziedzin pisania.
Wiersze, teksty piosenek, czy jeszcze coś innego. Co panu sprawia największą przyjemność, kiedy Pan tworzy?
Andrzej Poniedzielski: Lubię pisać teksty do piosenek. Czasem budzie się we mnie dusza wyzwaniowa - jak jest wyzwanie, wtedy się realizuję. Nie piszę do szuflady, choć mam setki drobnych zapisków, czasem z jednym, dwoma zdaniami. Te odręczne notatki leżą i czekają na wykorzystanie, ale bardzo rzadko się doczekują.
Otrzymał Pan w swojej karierze scenicznej wiele wyróżnień i nagród. Czy któraś ma dla Pana szczególne znaczenie?
Andrzej Poniedzielski: Wszystkie są ważne i istotne, ale chyba jak tak popatrzę, to najważniejsza jest ta, którą otrzymałem od Polskiej Akademii Nauk za Ambasadora Polszczyzny w mowie.
Jest Pan z zawodu inżynierem elektryki. Czy pracował Pan kiedykolwiek w wyuczonym zawodzie, czy też od zawsze pochłaniała Pana scena?
Andrzej Poniedzielski: Tak, jestem inżynierem i ukończyłem kierunek automatyka przemysłowa. Zmierzyłem się w latach 70. z tym zawodem, bo kiedy kończyłem studia, otrzymałem nakaz pracy i zostałem przydzielony do Kombinatu Maszyn Włókienniczych w Łodzi. Pracowałem tam parę miesięcy, ale kiedy nadarzyła się okazja, to przeszedłem na urlop macierzyński, bowiem wtedy istniała taka możliwość, bowiem żona zarabiała więcej ode mnie. Byłem z tego powodu obiektem żartów, ale życie sceniczne ciągnęło, choć wtedy nie zarabiało się na scenie wielkich pieniędzy.
Jak postrzega Pan otaczającą nas rzeczywistość polityczną? Czy interesuje to Pana?
Andrzej Poniedzielski: Odnoszę się do tej rzeczywistości, bo przecież mnie też ona dotyczy. Od lat uważam, że kultura i polityka powinny być od siebie z dala, ale nie można żyć bez polityki. Obserwuję tę rzeczywistość, po to, by dostrzec to czerwone migające światełko. Przeżyłem kilka systemów i oceniam to na spokojnie. Kiedyś w latach 70. oglądałem od deski do deski Festiwal Piosenki Żołnierskiej. Wszyscy się dziwili, a ja patrzyłem i chciałem dostrzec te elementy absurdu i propagandy.
Czy poza karierą sceniczną, ma Pan czas na realizowanie własnych pasji?
Andrzej Poniedzielski: Staram się zajmować rzeczami, które sprawiają mi przyjemność. Wiąże się to z działalnością powiedziałbym fizyczno-techniczną - ogródek, stolarstwo, a więc dziedziny, o których trzeba mieć choć minimalną wiedzę, ale które pozwalają mi odpocząć i odciąć się od spraw zawodowych. Działanie techniczne jest proste z założenia i człowiek przy tym odpoczywa.
Jacy artyści mieli wpływ na ukształtowanie Pańskiej osobowości scenicznej?
Andrzej Poniedzielski: Było wiele takich postaci. Jeszcze jak startowałem w latach 70., to wielu znakomitych twórców realizowało swoje talenty. Niektórzy byli powszechnie znani, sławni, inni mniej rzucali się w oczy, ale mieli wiele do powiedzenia. Miałem to szczęście, że poznałem Jonasza Koftę, Wojciecha Młynarskiego, Janka Kaczmarka - to byli ludzie wyjątkowi - mistrzowie w tym fachu. Spotkania z nimi dawały mi zawsze bardzo wiele i dawały mi chęć do podejmowania trudu pisania. Uważam, że bardzo ważną rzeczą jest umiejętność podtrzymywania skłonności do refleksji, a kontakt z tymi osobami mi to gwarantował.
Jakie plany na najbliższe tygodnie i miesiące ma Andrzej Poniedzielski?
Andrzej Poniedzielski: Nie realizuję obecnie żadnych wielkich projektów. Występuję w Teatrze Ateneum. Nie robię żadnych nowych programów, tylko korzystam ze starych, ewentualnie je wzbogacam o teraźniejszość, a nieraz po prostu nie mam innego wyjścia, bo pamięć już nie ta i o niektórych elementach swojego programu po prostu zapominam.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad przeprowadził Paweł Wyszowski