Wielkanoc obchodzi się zawsze w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca. Mieści się w przedziale od 22 marca do 25 kwietnia. W różnych krajach obowiązują też różne nazwy: Wielka Noc, Wielki Dzień, Zmartwychwstanie, Ester, Pascha, wynikające z tradycji i panującego wyznania. Do języka polskiego nazwa trafiła wraz z chrześcijaństwem za pośrednictwem Czechów, a jej pochodzenie wiąże się z opowieścią zawartą w Nowym Testamencie. Zmartwychwstanie (łac. resurrectio) wyznacza msza rezurekcyjna, tradycyjnie odprawiana była przed świtem.
Okrzyk Alleluja, czyli chwalcie Boga, daje znak do radosnego świętowania. Teraz już można zasiąść do obficie zastawionego stołu. Pod względem obfitości daleko nam do stołu wojewody Pawła Sapiehy, który w ten sposób został opisany w XVII wieku: „Stało cztery przeogromnych dzików, to jest ile części roku, każdy dzik miał w sobie wieprzowinę, alias szynki, kiełbasy, prosiątka. Kuchmistrz najcudowniejszą pokazał sztukę w upieczeniu całkowitym tych odyńców. Stało tandem dwanaście jeleni, także całkowicie upieczonych, ze złocistymi rogami, ale do admirowania, nadziane były rozmaitą zwierzyną, alias zającami, cietrzewiami, dropiami, pardwami. Te jelenie wyrażały dwanaście miesięcy. Naokoło były ciasta sążniste, tyle, ile tygodni w roku, to jest pięćdziesiąt dwa, całe cudne placki, mazury, żmujskie pierogi, a wszystko wysadzane bakalią. Za tym było 365 babek, to jest tyle, ile dni w roku. Każde było adornowane inskrypcjami, floresami, że niejeden tylko czytał a nie jadł. Co zaś do bibendy: były cztery puchary, exemplum czterech pór roku, napełnione winem jeszcze od króla Stefana. Tandem 12 konewek srebrnych z winem po królu Zygmuncie, te konewki exemplum 12 miesięcy. Tandem 52 baryłek, także srebrnych, in gratian 52 tygodni i było w nich wino cypryjskie, hiszpańskie i włoskie. Dalej zaś 365 gąsiorów z winem węgierskim, alias tyle gąsiorów ile dni w roku. Ale dla czeladzi dworskiej 8700 kwart miodu, to jest ile godzin w roku…” No ale czasy już nie te same i czeladzi już tyle nie potrzeba…
Na elegancko ozdobionym stole zachowały się na szczęście charakterystyczne żonkile i tulipany, bazie i bukszpan, „łączki” z rzeżuchy dla cukrowego baranka, misa z pisankami i zajączek. Wielkanoc to także „dzień bez dymu”, dlatego spożywa się na zimno potrawy przygotowane wcześniej. No, może drobny wyjątek robi się dla podgrzania żuru i dojrzewającego od kilku dni bigosu. Menu uzupełniają oczywiście szynki i typowo polskie kiełbasy, zimne nóżki w galarecie, sałatki, grzybki, ćwikła z chrzanem, chrzan solo, jaja na wiele sposobów, pasztety oraz baby, mazurki i kołacze. Oczywiście nie uda nam się wymienić wszystkich potraw, bo ich ilość i zestaw leży wyłącznie w gestii gospodyni. Możemy za to polecić zupę chrzanową, podobno podtrzymującą siły życiowe na przednówku, a dla preferujących słodycze - paschę. Mówią, że słodkość tego deseru graniczy z absurdem.
Ale tak naprawdę niczym byłyby uroki stołu, gdyby nie możliwość spotkania w gronie rodzinnym, podtrzymania słabnących więzi, wspólny spacer.