- Mam wrażenie, że niełatwo spotkać Litwina w Świdnicy. Czy Tobie się to udało?
Valdas: (Śmiech).
- Mnie udało się poznać Ciebie po uruchomieniu wszystkich znajomości, bo miałam ogromną ochotę porozmawiać z kimś, kto pochodzi z kraju sąsiedzkiego, ale mało znanego i w pewien sposób tajemniczego.
Valdas: (Śmiech). Tajemniczego? Tak sądzisz? Litwa chyba jest w Polsce kojarzona i znana. Zwłaszcza, że mamy wspólną historię.
- Zanim przejdziemy do tematu wspólnej historii naszych krajów, chciałabym chociaż trochę poznać Twoją historię. Jak znalazłeś się w Świdnicy?
Valdas: To był zupełny przypadek. Moja historia jest jakby z romansu. Młodzi Litwini, podobnie jak Polacy, uciekają z kraju w poszukiwaniu pracy na Wyspach. Ja wyjechałem w 2004 roku i pracowałem 2 lata w Cork. Tam poznałem moją obecną dziewczynę, która, jak wiesz, jest świdniczanką. Wróciliśmy tu na stałe.
- Dobrze Ci się mieszka w Świdnicy?
Valdas: Jeszcze nie jestem w pełni świdniczaninem, ale ludzie są tak otwarci, że nie czuję się tu obco. Początek był trudny i często myliłem strony Rynku. Jestem przyzwyczajony do labiryntu uliczek w Wilnie, bo tam się urodziłem i wychowałem.
- Czy masz polskie korzenie?
Valdas: Nie, moi dziadkowie pochodzą z Šiauliai (Szawle) i z Kaunas (Kowno). Oczywiście znam wielu Polaków mieszkających w Wilnie i Litwinów z polskimi korzeniami. Wilno jest ciekawe przez mieszankę kultur i narodowości.
- Czy Świdnica jest według Ciebie wielokulturowa?
Valdas: Wydaje mi się, że obecnie nie, choć czasem słyszę język angielski i niemiecki, gdy idę przez Rynek. Ale to chyba nie są mieszkańcy, tylko turyści. Słyszałem też, że wielu świdniczan pochodzi z Litwy, przyjechali tu po wojnie.
- Wróćmy do miejsca, z którego pochodzisz. Czy jest coś, co chciałbyś przenieść do Świdnicy?
Valdas: Polacy są bardzo poważni. Potrzeba więcej humoru i luzu. Rok temu, gdy odwiedzałem moich dziadków w Šiauliai, zwiedziłem dziwne i zabawne muzeum – Muzeum Kotów. W tym muzeum znajduje się wielka kolekcja przeróżnych kotów, a właścicielka sama oprowadza i opowiada historie niektórych eksponatów. To poczucie humoru i sam pomysł założenia tego typu muzeum jest według mnie bardzo charakterystyczny dla Litwinów. Robimy wiele rzeczy z przymrużeniem oka. A co chciałbym przenieść do Świdnicy? Brakuje mi naprawdę dużej rzeki. W Wilnie często ze znajomymi organizowaliśmy spływy kajakowe. To jest coraz bardziej popularna i dostępna forma zwiedzania miasta. Wiem, że we Wrocławiu jest coś podobnego. Drugą rzeczą są małe knajpki otwarte do późnych godzin. Zauważyłem, że świdniczanie mają inny tryb dnia – wieczorem w centrum miasta życie zamiera. W Wilnie jest odwrotnie. Może to jest związane z życiem studenckim. W Świdnicy brakuje wyższej uczelni i pewnie dlatego potrzeby mieszkańców są inne niż w Wilnie.
- Czy w Świdnicy są miejsca, w których czujesz się jak w domu?
Valdas: Jest takie jedno miejsce, które bardzo przypomina mi jedną z odleglejszych dzielnic Wilna, która nazywa się Belmontas. W Świdnicy jest taka kawiarnia w parku nad wodą. Niedaleko znajduje się most.
- Myślisz pewnie o Łaźni w Parku Centralnym. Podobno kiedyś była tam wypożyczalnia kajaków, więc chyba masz słuszną intuicję, co do tego miejsca.
Valdas: Bardzo podobają mi się rzeźby przy tej kawiarni, bo one z kolei kojarzą mi się z naszą wileńska dzielnicą artystów: Republiką Užupio.
- Czy mógłbyś opowiedzieć więcej o tym miejscu?
Valdas: Przede wszystkim ta dzielnica jest odcięta od miasta rzeką, więc dostać się do niej można tylko przez mosty. To jest jedyne miejsce w Wilnie (oprócz kościołów), gdzie obowiązują specyficzne zasady zachowania się. Mieszkający tam artyści stworzyli konstytucję tej dzielnicy i każdy, kto wchodzi na Užupio, musi się do niej stosować. A czasem nie jest to łatwe.
- To są jakieś rygorystyczne zasady?
Valdas: Tak (śmiech). Np. wchodząc do dzielnicy musisz wiedzieć, że masz prawo być szczęśliwy, ale nie masz prawa stosować przemocy. Nie pamiętam teraz dokładnie, jest chyba kilkadziesiąt punktów w tej konstytucji. Każdy ma prawo być sobą, to jest chyba najważniejszy zapis w konstytucji, który pozwala ludziom swobodnie się czuć i tworzyć.
- Z czego jako Litwin jesteś dumny?
Valdas: To chyba oczywiste. Z naszej drużyny koszykarskiej (śmiech). To jest przecież nasz sport narodowy. Kiedy gra nasza reprezentacja, w całym kraju jest święto. Litwini tylko tym żyją. Na długo przed meczami pojawiają się w sklepach koszulki, szaliki, skarpetki, a w pizzerii można dostać nawet pizzę, która wygląda jak piłka do kosza, a w menu pojawiają się dania kojarzone z grą np. „rzut za 3 punkty” – pizza i 3 piwa, „faul” to już mocniejszy trunek. To prawdziwe szaleństwo! Najbardziej emocjonujące mecze są z Rosją
– chyba powody są jasne.
- Jak oceniasz polską reprezentację?
Valdas: Jest coraz lepsza, ale jak widać, jeszcze z nami nie ma szans, choć bardzo dużym wzmocnieniem dla Was jest Marcin Gortat. Wokół niego warto budować drużynę.
- Przy okazji mówienia o koszykówce pojawił się wątek kulinarny. Jesteś tak samo wielkim smakoszem jak kibicem koszykówki?
Valdas: Chyba nie jestem smakoszem, ale mam swoje ulubione potrawy. Wydaje mi się, że kuchnia polska i litewska są podobne. Ja po prostu lubię dobre pierogi. Nawet sam umiem zrobić pierogi, ale mojej babci nikt w tym nie prześcignie. Oczywiście każdy region ma swoje charakterystyczne smaki. W Świdnicy mogę kupić i zjeść prawie wszystko to, co na Litwie. Brakuje mi tylko naszego chleba.
- Czy masz wspólny język z rodziną Twojej dziewczyny?
Valdas: Pytasz o język polski? (Śmiech).
- O to też, ale pytając, miałam na myśli coś, co jest wspólne dla naszych kultur?
Valdas: To może śmiesznie zabrzmi, ale naprawdę dobrze, bo bez słów, rozumiemy się, gdy jedziemy na grzyby. Dziadkowie mojej dziewczyny uwielbiają zbierać grzyby, a u mnie w domu to jest rodzinna tradycja. Na Litwie jest to często główne źródło dochodu.
- Nie mówisz po polsku, albo udajesz.
Valdas: (Śmiech) Bardzo słabo mówię po polsku. Coraz więcej rozumiem, ale język polski nie jest łatwy. Z Marzeną rozmawiam po angielsku, gdy rozmawiamy z jej rodzicami, ona tłumaczy. Na początku myślałem, że wystarczy odciąć końcówkę od wyrazu litewskiego, żeby powstał polski wyraz. Np. bankas to w Polsce bank, autobusas to autobus, garažas - garaż, ale co zrobić np. z wyrazem kirpykla? U Was to jest fryzjer!
- Litwa kojarzy się z dziką przyrodą. Czy to tylko stereotyp?
Valdas: Rzeczywiście można tak pomyśleć. Całe Wilno jest otoczone lasami. Szczególnie dobrze to widać z najwyższego punktu obserwacyjnego - z Wieży Telewizyjnej w Wilnie. W Świdnicy na horyzoncie widać góry i to jest piękny widok. Miałem pomysł, żeby zobaczyć całą okolicę z lotu ptaka, ale chyba nie ma w mieście takiego punktu widokowego. Nie wiem, czy można wejść na wieżę katedry.
- Wspomniałeś o katedrze i przyszło mi na myśl, że nie zapytałam Cię jeszcze o tę najbardziej znaną stronę Wilna. Wielu Polaków jedzie tam z pielgrzymką do Matki Boskiej Ostrobramskiej.
Valdas: Wilno jest pełne pielgrzymów z różnych krajów. Bez względu na porę roku ludzie przyjeżdżają zobaczyć ten obraz. Wraz z pielgrzymkami bardzo rozwija się turystyka i miasto w dużej mierze dzięki temu może się rozwijać. Świdnicka architektura sakralna jest bardzo podobna do wileńskiej, bo w Wilnie większość kościołów jest barokowa lub gotycka. Pierwszy raz w życiu widziałem w Świdnicy drewniany Kościół Pokoju. Świdniczanie mogą być z niego dumni, bo to wyjątkowa budowla, trudno znaleźć podobną, szczególnie w miejscu, z którego ja pochodzę.
- Czy zapraszasz do Świdnicy swoich znajomych z Litwy?
Valdas: Odwiedziła mnie najbliższa rodzina, a znajomi mają przyjechać w czasie wakacji. Rodzice szczególnie zwrócili uwagę na Rynek i na wysokie kamienice. Przypomniałem sobie jedną rzecz, która bardzo mnie rozbawiła. Jak tu zamieszkałem, kupiłem przewodnik po mieście. Zaintrygowała mnie jedna rzecz: macie na obrzeżach miasta oczyszczalnię ścieków i tam jest pewna rzeźba, pomnik mężczyzny, który załatwia swoją potrzebę. To jest świetny pomnik! Widać, że świdniczanie mają wielkie poczucie humoru!
- Dawno nie rozmawiałam z kimś, kto ma taki dobry nastrój.
Valdas: (Śmiech)
- Bardzo dziękuję za rozmowę.