Politologia i socjologia lubię czasami zakręcać na pełnym gazie o 90 stopni. Czymś takim była publikacja, w roku 1941, książki Jamesa Burnhama; „The Managerial Revolution” („Rewolucja menedżerska”).
Był to pierwszy dokładny opis toczącej się już od dłuższego czasu „rewolucji”. Polega ona na przejęciu przez banki oraz administrację terytorialną różnych szczebli praktycznie wszystkich pieniędzy.
To co mają indywidualni ludzi (i ci bogaci i ci biedni) to jest już tylko „kieszonkowe”.
Banki i administracja mają też osobowość prawną ale realnie na to patrząc są to byty wirtualne i do zarządzania „ich” majątkiem potrzebni są memadżerowie.
Klasa memadżerska zarabia więc (wszędzie) zgodnie ze światowymi standardami i z punktu widzenia szeregowych pracowników zarabia bardzo dużo. Ich zarobki są bowiem proporcjonalne do wartości powierzonego im mienia.
Pan Tomasz Maciejowski jest menadżerem. Oznacza to, że jego zarobki były dokładnie takie samie, lub mniejsze, jak to co zarabia teraz jego PO-wski następca. Ci którzy zarabiają mało (czyli większość) starają się o tym nie pamiętać. Zwykła ludzka zazdrość nakazuje im bowiem mówić; „Tak nie powinno być!”.
Mają racje. Tak nie powinno być. Menadżerowie powinni zarabiać tyle ile zarabiają, a szeregowi pracownicy powinni zarabiać 3-4 razy więcej.
Tego Szeles nie napisał. Nie chodzi mu przecież o to aby wszyscy dobrze zarabiali. Chodzi mu tylko o to aby panowie Szełemej i Domagała raczyli go zauważyć. Można więc powiedzieć, że na tak wyznaczonym boisku Szeles prowadził przez chwilę 1 do 0.
Pan Maciejowski odpowiedział mu zgodnie z zasadami. Przypomniał o tym jak zarabiają tacy ludzie jak pan Dariusz Domagała.
Portal W24 odmówił (oczywiście) opublikowanie tej polemiki co poprawiło wynik na 2 do 0. Opublikował ją jednak portal Wałbrzyszek i to poprawiło wynik na 2 do 1.
Następnie, Wałbrzyszek opublikował list Szelesa. Jest kuriozalny i powinien poprawić wynik na 2 do 2 ale na tym etapie każdy wie już to co chce wiedzieć. Zostawiam więc wynik 2 do 1. Niech się Szeles cieszy.
Ważniejsze i ciekawsze jest zastanawianie się nad obrazem który się z tego wyłania. Aby być dobrym (skutecznym) menadżerem trzeba mieć odpowiednie wykształcenie, wysokie IQ, charyzmę i umiejętności interpersonalne. Potrzebna jest też odwaga. Są to ludzie którzy potrafią prowadzić ludzi w wyznaczonym przez siebie kierunku. Do takich ludzi należy oczywiście pan prezydent Roman Szełemej. Wałbrzyszanie szli więc za nim tłumnie, Wydawało się im, że na Wałbrzych spada z banków złoty deszcz i nie byli w stanie zauważyć, że w każdej kropli są toksyny oprocentowania. W połączeni z błędnymi decyzjami inwestycyjnymi zatruwa to przyszłość Wałbrzycha i Wałbrzyszan. PiS starał się ostrzegać ludzi o nadchodzących kłopotach ale smutną prawdą jest to, że kierownictwo wałbrzyskiego PiS-u składało się z ludzi gorszego sortu.
Wiatr zaczął się zmieniać w wyniku ostatnich wyborów parlamentarnych. Powstała Koalicja która odsunęła PiS od władzy.
W Wałbrzychu wybuchła pewnego rodzaju euforia. Ludzie myśleli, że w nagrodę za wierność ideologii lewicowo-liberalnej doczekali się uśmiechniętej epoki. Na nasze miasto spaść miał bowiem dodatkowy deszcz pieniędzy z UE i budżetu państwa i, „jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki”, mieliśmy mieć 60 tysięcy kwoty wolnej od podatku, akademiki za złotówkę i skokową poprawę funkcjonowania służby zdrowie. Że o drobniejszych sprawach nie wspomnę. Oczom zdumionej publiczności ukazała się jednak tylko ciemność.
Oh well. Gdy mieszkałem w Ameryce, żeglowałem i dobrze pamiętam nocne powroty z Atlantyku. Brzegu jeszcze widać nie było ale nad horyzontem widać już było rozjaśnione niebo. Wiedzieliśmy wtedy, że zbliżamy się do świecącej cywilizacji.
Szelemejowy Wałbrzych jest niestety tego odwrotnością. Nasza „cywilizacja” to przygaszone uliczne latarnie oraz ciemne okna w blokach Podzamcza i Piaskowej.
Taki widok to dowód na to, że IDZIE BIEDA. I nawet największy entuzjazm w powodu odsunięcia PiS-u od władzy nie jest w stanie zagłuszyć, trzepocących się w podświadomości Wałbrzyszan, ciemnych myśli.
Równocześnie, do Rady Miasta weszli dzwoniąc ostrogami; panowie Tomasz Maciejowski i Rafał Kiercz. Oni potrafią i mają odwagę aby w trakcie sesji Rady Miasta zadawać proste i logiczne pytania. Takie z którymi Szelemej sobie po prostu nie radzi.
Jest więc tak:
„ ... A sztandar nasz choć w strzępach
Zatknięty łopocze pod wiatr ...”.
Efekt? Wałbrzyski wiatr zmienia kierunek. Do coraz większej ilości Wałbrzyszan dociera myśl, że pan prezydent Szełemej prowadzi ich prostą drogą w wysokie pokrzywy. „Co gorsze”, nerwy zaczynają Szełemejowi puszczać i zaczyna opowiadać niestworzone historyjki. Na przykład, projekt budżetu na rok 2025 to tylko bezczelne bajdurzenie o złotej deszczu unijnych pieniędzy. Ludzie wiedzą już jednak, że z brukselskiego nieba spadają teraz tylko wyższe ceny. Na wszystko. Budżetowa czarna dziura zatykana więc będzie jeszcze większą „emisją pieniędzy w formie długu” oraz obcinaniem i podwyższaniem. Czego? - Wszystkiego co się da.
Wracając do Szelesa. Wyraźnie widać, że przydzielono mu role dmuchającego pod wiatr. Nie idzie mu to tak jak sobie wymarzył gdyż kopanie po kostkach nie wystarczy. Wałbrzyskie kółko wzajemnej adoracji finansowej potrzebuje bowiem publicysta który potrafi napisać teksty uzasadniające artystyczne lichwiarstwo Szelemeja. Tego Szeles nie jest w stanie zrobić i nie jest to nawet jego wina. Tego się po prostu nie da zrobić.
Jerzy Jacek Pilchowski