- Lądował Pan na lotnisku w Smoleńsku. Jak ono wygląda?
Leon Kieres: Lądowałem tam i stamtąd startowałem z premierem Jerzym Buzkiem, kiedy otwierał nowy cmentarz katyński. Lotnisko wygląda ubogo, bo to jest jakby lotnisko polowe, wojskowe. Płyty betonowe, pas startowy.
- Pojawiają się głosy, że tragiczny wypadek w Smoleńsku, w którym zginęła para prezydencka i tylu wspaniałych polityków i ludzi, będzie wykorzystywany w rozgrywkach politycznych. Co pan o tym sądzi?
Leon Kieres: Nie wierzę, że tak się stanie. Mam nadzieję, że ta sprawa nie będzie wykorzystywana w ten sposób.
- Czy według Pana sobotnia tragedia wpłynie na ocieplenie stosunków polsko - rosyjskich?
Leon Kieres: Ona już wpłynęła. Moim zdaniem widać wyraźnie oczekiwania społeczeństw. To nie tylko chodzi o elity, a o społeczeństwa, obydwa społeczeństwa. Widać to po moich rodakach. Oczekują zbliżenia, nawet za cenę przyjmowania do wiadomości, nie akceptacji, stanowiska tej drugiej strony, z którym się nie zgadzamy. Tego nie wolno zmarnować. Ja uważam, że dojdziemy do porozumienia, gdy idzie o prawdę w sprawie zbrodni katyńskiej, ale dzisiaj moim zdaniem nikt nie powinien ważyć się wykorzystywać tego, co zdarzyło się w sobotę, dla celów politycznych, a zwłaszcza psucia relacji z naszymi sąsiadami.
- Czy Pana zdaniem, to co się stało wpłynie w jakiś sposób na patriotyzm Polaków?
Leon Kieres: Wie Pani co. Tak jest zawsze, że są tacy, którzy chcą pamiętać i będą pamiętać. Jesteśmy 38 milionowym narodem, są różne postawy, chociaż pamięć historyczna nie jest towarem dobrze sprzedającym się na półkach supermarketów. Takiego porównania użyłem jesienią, kiedy pytano mnie o to, czym są teczki w Instytucie Pamięci Narodowej. Owszem powinniśmy też w sposób atrakcyjny przekazywać innym prawdę o zbrodni katyńskiej i o Katyniu, ale trzeba również pamiętać, że są tacy, do których ta prawda nigdy nie dotrze, bo tego nie chcą i ich to nie interesuje. Takich ludzi powinno być jak najmniej.
Dziękuję za rozmowę.