W poprzednich wyborach samorządowych o urząd Prezydenta Wałbrzycha ubiegało się dwóch kandydatów: Roman Szełemej z PO i Ireneusz Zyska z PiS. Praktycznie kandydatów było 1.5 gdyż Zyska nie prowadził aktywnej kampanii. W tej sytuacji Szełemej osiągnął bardzo dobry wynik. Było to prawie 85%.
W tym roku, o podobnym wyniku Szelemej może tylko pomarzyć. Znaczący wzrost opłat miejskich oraz różne inne sprawy i sprawki powodują, że po wyborach mówić się będzie o tym ile stracił. Nie należy go jednak lekceważyć. W taktycznych rozgrywkach jest po prostu dobry. Zapadłą więc decyzja, że w tym roku na urząd Prezydenta Wałbrzych kandydował będzie również kandydat koalicyjny czyli pan Dariusz Stawowy z Trzeciej Drogi.
Dzięki temu, pan Szełemej będzie mógł mówić, że ma słabszy wynik gdyż „pożyczył” Stawowemu część swoich wyborców. Praktycznie mamy więc znów dwóch kandydatów: pana Romana Szełemeja z PO i pana Tomasza Maciejowskiego z PiS oraz kandydata na komisarza miasta pana Dariusza Stawowego.
Czy jest to dziwne? Nie nie jest. Jak wiemy Szełemej już od dłuższego czasu bardzo chce awansować. Jego starania o fotel szefa dolnośląskiej PO spaliły jednak na panewce. Następnie, próbował bezskutecznie przesiąść się na fotel wojewody. Niczego to jednak nie kończy. Przed nami są jeszcze wybory do europarlamentu i jeżeli Tusk pozwoli mu kandydować to Szełemej z pewnością skorzysta z okazji.
Trudno jednak powiedzieć czy tak będzie. Mianując komisarza miasta, rząd Tuska musiał będzie przyjąć finansową odpowiedzialność za wałbrzyski budżet. Wygląda jednak na to, że mianowanie na tą funkcję człowieka z Trzeciej Drogi tworzy sytuacje w której Tusk będzie mógł zjeść ciastko i mieć ciastko. Można będzie bowiem dać komisarzowi Stawowemu jakąś stosunkowo małą kwotę (np., 100 milionów) i zmusić go tym samym do drastycznych oszczędności i drastycznego podniesienia opłat wszystkich miejskich opłat.
W takiej sytuacji, Trzecia Droga zostanie „spalona” i Stawowy stanie się najbardziej znienawidzoną osobą w mieście. Nie przejmie się tym chyba zbytnio gdyż ktoś w Warszawie powie mu pewnie, że po wykonaniu powierzonego mu zadania będzie mógł wyjechać tam gdzie trawa jest bardziej zielona. Oczywiście towarzyszyć temu będzie intensywne lansowanie narracji, że winę za ból w kieszeniach mieszkańców naszego miasta ponosi Maciejowski gdyż nie powiedział wałbrzyskiemu suwerenowi co go czeka.
Bądźmy jednak optymistami. Wygląda na to, że Tusk nie lubi Szełemeja i nie pozwoli mu wyjechać do Brukseli.
Jerzy Jacek Pilchowski