- Skąd pomysł, aby wziąć udział w tak trudnym wyścigu, jakim jest Marmotte GranFondo?
- O samym wyścigu powiedział mi kolega i pomyślałam, że to jest właśnie to, czego potrzebuję. To chęć, by pokonać bariery i udowodnić sobie, że mogę coś zrobić. Lubię szybko działać i mieć szybkie rezultaty. A to jest projekt długoterminowy, gdzie dzień w dzień pracuję. Pierwszym pytaniem było: „Czy jestem w stanie to zrobić?”. Mój trener powiedział, że będzie trudno, ale damy radę. „Będzie trudno” i „damy radę” to dwa wyrażenia, które - łącznie z mapką przejazdu – są przywieszone przy moim biurku. Skoro człowiek, który się na tym zna, mówi, że się da, to nie będzie inaczej. I robimy teraz wszystko, żeby zrealizować ten plan.
- Jak wyglądają przygotowania?
- Założenie jest takie, że muszę być wytrenowana pod każdym kątem. Całe moje ciało musi być gotowe do tego wyzwania. Plan jest ogólnorozwojowy – siłownia, rower, bieganie, pływnie. Jest tego całkiem sporo. To dość wymagające, czasochłonne, ale z drugiej strony - fantastyczne, bo z treningu na trening pokonuję kolejne granice. Czuję, że jestem silniejsza i mogę być bardziej wymagająca w stosunku do samej siebie. Przed zapisami – planowałam przejechać trasę w dwanaście godzin, teraz podwyższyłam sobie tę poprzeczkę - 8.59, nawet nie dziewięć, bo to już prawie dziesięć.
- Jakie słyszała Pani opinie o wyścigu?
- Krew, pot i łzy. Nie jest do przewidzenia, co się będzie działo z naszym ciałem i organizmem. Osoby, które tam były i słyszą, co ja chcę zrobić – mówią, że będzie ciężko. Nikt mi jeszcze nie powiedział, że to jest niemożliwe, ale to może dlatego, że wiedzą, że ja tak łatwo nie odpuszczam.
- Doskonale wiadomo, że takie działania wymagają dużego poświęcenia. Jak Pani organizm znosi treningi?
- Mój organizm reaguje całkiem dobrze, jest bardziej wydajny, niż mogłabym się spodziewać. Okazało się, że mam serce jak 22-latka. Szkoda tylko, że nie przekłada się to na zmarszczki. Mój trener wielokrotnie już powiedział, że myślał, że tym razem nie dam rady. Ale na razie zawsze daję. Mam dobrą wytrzymałość. Mogę pływać o wiele więcej niż inni. Przepływam 170 długości i nie czuję się zmęczona. Podobnie jest z bieganiem – jestem długodystansowcem.
- Czy stosuje Pani jakąś specjalną dietę?
- Muszę zwracać uwagę na to, co jem – w jakich ilościach, w zależności od tego, jaki był trening i ile trwał. To wpływa na moją regenerację i siłę na następny dzień. To rzeczy, których musiałam się nauczyć i nadal się uczę. Nigdy wcześniej się tym nie zajmowałam. Tutaj też jestem laikiem. Ale moja siostra mnie pilnuje – jest taką moją osobistą dietetyczką.
- Musiała Pani zrezygnować z czegoś na rzecz treningów? Znajduje Pani czas na odpoczynek?
- Zaprzestałam uczyć się angielskiego, a naprawdę lubiłam to robić i każdego dnia poświęcałam temu czas. To chyba jedyna rzecz… Rower jest teraz na tyle ważne, że reszta stała się dodatkiem, po który co jakiś czas sięgam. Np. od 3 miesięcy nie oglądam telewizji, ale to nie jest istotne. Jednak nadal pozwalam sobie na spokojne poranki, kiedy siedzę i delektuję się ciszą oraz spokojem przed szaleństwem nadchodzącego dnia. Bardzo to cenię. Często wydaje nam się, że nie mamy na to czasu, a ja - przy takiej ilości obowiązków – potrafię znaleźć tę chwilę. Doceniam to, że potrafię nabrać dystansu.
- Stąd pomysł na stronę osiem59.pl? Żeby pokazać, że można?
- To chęć przedstawienia tego, co robię. Wydawało mi się, że to normalne, a zostałam przekonana, ze jednak niekoniecznie. To też chęć pokazania, że warto zrobić coś dla siebie, bo to jest ewidentnie dla mnie. Nikt inny nie będzie miał z tego tak wielkiej przyjemności.
- Dzieci są szczęśliwe, że mama ma własną pasję?
- Spytałam mojego syna, czy mu się podoba, że trenuję. Powiedział: „Z jednej strony jest to fajne, a z drugiej nie”. Byłam ciekawa, dlaczego nie? „Bo nie uczysz się ze mną angielskiego”. Ale czy wcześniej uczyliśmy się razem? „No nie…”. Więc wytłumaczyłam mu, że to nie ma żadnego przełożenia i spytałam, dlaczego lubi? A on pokazał mi podkładkę pod kawę, którą dostałam – jest tam napisane: „Sylwia przyjaciół ma wielu, po swojemu zmierza do celu” - i powiedział: „Właśnie dlatego”. Podoba mu się, że mam swój cel. I mam też nadzieję, że wyniesie coś z tego. Wychodzę z założenia, że o wiele więcej nauczę moich synów, pokazując, że można coś zrobić, niż siedząc w domu.
- Jak reagują osoby, które dowiadują się o Pani działaniach?
- Reakcje dzielą się na opinie osób, które nie robią nic, co byłoby związane ze sportem oraz reakcje osób, które są zaangażowane w sport. I – jak można przypuszczać - są one diametralnie różne.
- Jest Pani perfekcjonistką?
- Tak. Nie potrafię stawiać sobie niskiej poprzeczki, muszę mieć wysoko postawione wymagania. Nie potrafię zejść poniżej jakiegoś poziomu. Przychodzi mi to z ciężkim sercem. Ale w jakim celu to robić? Skoro możemy skakać, to skaczmy coraz wyżej i dotykajmy nogami nieba.
- Czy jest coś, czego się Pani obawia?
- Braku dobrej pogody 5-go lipca. A może być naprawdę różnie. Pogoda to element, który jest niezależny ode mnie i może zniweczyć wszystko. Ja założyłam, że się przygotuję jak najlepiej, ale może okazać się, że ten warunek mnie pokona. Potrzebuję dobrej pogody 5-go lipca, dobrych ludzi wokół siebie i mało bolących mięśni 6-go.
- Jeździ Pani – jak sama Pani mówi – na „biało-czerwonym rowerze”. Czy ma Pani już sprzęt, na którym wystartuje Pani podczas Marmotte GranFondo?
- W tym tkwi problem. Na moim rowerze nie jestem w stanie przejechać tej trasy nawet w 12 godzin. Potrzebuję więc odpowiedniego sprzętu. Mam nadzieję, że uda mi się go mieć jak najszybciej.
- Czy planuje Pani, co będzie dalej – po wyścigu?
- Nie wybiegam aż tak do przodu. Mogą być dwie strony medalu. Mogę stwierdzić, że więcej nie wsiądę na rower i od tej pory będę wyłącznie czytała książki. Albo przeciwnie, że chcę więcej. Zakładam jednak , że to będzie ta druga opcja.
- Życzę zatem wszystkiego dobrego, wspaniałych wrażeń i zaplanowanego czasu - jak sugeruje Pani strona - osiem59.pl.