Kamil Zieliński, jako umiejący liczyć ekonomista, zdawał sobie sprawę, że jego zwycięstwo byłoby nie lada sensacją. Prawo i Sprawiedliwość, które rekomendowało go do startu w wyścigu prezydenckim nie ma w Wałbrzychu najwyższych notowań.
Kamil Zieliński uważa jednak, ze bez względu na wynik, jego partia i tak w Wałbrzychu zyskała, ponieważ postawiła na młodego, ale już doświadczonego, człowieka, który nie jest uwikłany w partyjne układy, nie ponosi też odpowiedzialności za błędy, jakie PiS popełnił w przeszłości. Zdaje sobie sprawę, że czeka go ogrom pracy:
- Przede mną dużo pracy w strukturach partii i odbudowa jej pozycji w Wałbrzychu. Na tym się skupię w najbliższych miesiącach. Od jakiegoś czasu, nie zapominając o „starych” członkach i sympatykach, otwieramy się na młodzież. Mamy dla niej ofertę – zapewnia Kamil Zieliński.
W krótkim podsumowaniu kampanii prezydenckiej, kandydat PiS-u nie szczędził słów krytyki wobec konkurentów:
- To była wyjątkowo krótka kampania. Niestety od początku nie była prowadzona w duchu fair play. W tle, a momentami na pierwszym planie, pojawiała się prokuratura i sądy. Wykorzystywano młodych ludzi do działań, które ocierały się o działania przestępcze. Zbyt mało czasu było na merytoryczną kampanię. Sztaby wyborcze nie umiały lub nie chciały porozumieć w sprawie debat na temat przyszłości Wałbrzycha, a było nas tylko czterech, więc można było to zrobić. Mój sztab postawił na bezpośredni kontakt z wyborcami, a moi konkurenci na marketing polityczny – podsumował Kamil Zieliński.