Sobota, 9 listopada
Imieniny: Aleksandra, Ludwika
Czytających: 3534
Zalogowanych: 0
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Wałbrzych: „Jeżeli robisz to, co kochasz – nie przepracujesz ani jednego dnia w swoim życiu” – wywiad z Kamilem Bednarkiem

Czwartek, 7 czerwca 2012, 9:49
Aktualizacja: Sobota, 9 czerwca 2012, 11:50
Autor: Karolina Kurban
Wałbrzych: „Jeżeli robisz to, co kochasz – nie przepracujesz ani jednego dnia w swoim życiu” – wywiad z Kamilem Bednarkiem
Fot. Karolina Kurban
Kochany bądź znienawidzony. Bez zbędnego patosu. Kamil Bednarek w rozmowie dla portalu walbrzyszek.com.

Kamilu, odniosłeś wielki sukces. Woda sodowa nie uderzyła Ci jeszcze do głowy?

Kamil Bednarek: Hmmm… o to musiałabyś zapytać moich najbliższych, ale myślę, że nie. Czuję się sobą, każdego dnia budzę się i wiem, że to ciągle jestem ja. Najważniejsze, aby nie zatracić siebie w tym nowym scenariuszu. Żyjesz normalnie, nikt cię nie zauważa, a nagle wszyscy na Ciebie patrzą, krytykują, komentują Twój każdy krok. To wyjątkowo trudne wyzwanie, bo niejednokrotnie musisz walczyć z własnymi słabościami. Tamten rok mnie bardzo dużo nauczył, z kolei program „Bitwa na głosy” dał mi tyle doświadczenia, że czy to są kamery czy koncerty, czuję się coraz swobodniej. Myślę, że trwale wyzbyłem się wcześniejszej tremy i stresu.

Jak to robisz, że tak doskonale odnajdujesz się w mediach? Zwłaszcza przy ludziach, którzy już w nich tak długo lawirują, jak chociażby Kuba Wojewódzki.

Kamil Bednarek: Czasami były momenty, że baaardzo się stresowałem, ale akurat w „Bitwie na głosy” wyglądało to tak, że drużyna, z którą współpracowałem, odbierała ode mnie cały ten stres. Wiedziałem, że mam za sobą swoją „szesnastkę” młodych ludzi. Kamera rzeczywiście jest niezłym paralizatorem, ale z biegiem czasu przestało nam to całkowicie przeszkadzać i czuliśmy się swobodnie.

Obserwujesz wpisy, komentarze na swój temat na portalach plotkarskich, w magazynach?

Kamil Bednarek: Dla mnie to strata czasu, bo nie wiem czemu, ale w naszym kraju ludzie uwielbiają intrygi. Komuś coś się udaje i od razu zaczyna mieć grono swoich zwolenników, a równocześnie pojawia się liczna grupa antagonistów. Najpierw wszyscy mówią: „zobaczysz, będziesz znany!”, „trzymam kciuki”, a kiedy wszystko idzie w tym kierunku, to zaczynają pojawiać się głosy: „ooo! sprzedał się, komercja”, itd… Ludzi ewidentnie boli, że ktoś osiąga sukces, ale niestety media również pomagają w tym negatywnym nastawieniu. Moim zdaniem chcą stworzyć drugą Amerykę, której tutaj nigdy nie będzie. Zamiast pomagać polskim utalentowanym i zdolnym twórcom, w rozgłośniach radiowych nagminnie promują to, co jest inspirowane mediami z zagranicy.

Masz okazję oglądać programy typu „X-factor”?

Kamil Bednarek: Nie oglądam. Dla mnie to PR, wszystko sztucznie wyreżyserowane. Nie lubię oglądać czegoś takiego.

Jak przyjmujesz krytykę? Oddzielasz tę złośliwą od konstruktywnej?

Kamil Bednarek: Krytykę trzeba potrafić przyjąć, bo jeśli rzeczywiście jest konstruktywna i ma obiektywne podstawy, to na jej bazie można wyciągać cenne wnioski. Ja mam dopiero 21 lat, ale gdybym miał 35, to i tak bym ci powiedział, że jutro czegoś się nauczę. Do wszystkiego, a przede wszystkim do samego siebie, trzeba podchodzić z dużym dystansem. Krytyka jest jak najbardziej potrzebna, a czasami wręcz niezbędna, aby się nie zagubić i nie ulec zbytniej pewności siebie.

Byłeś gościem Kuby Wojewódzkiego. W jego programie, w którym depcze bądź stara się pokazać słabe strony gości, nie dałeś po sobie poznać, że się boisz jego ostrych słów.

Kamil Bednarek: Byłem wtedy mocno zestresowany. Teraz ta rozmowa wyglądałaby zupełnie inaczej. Kuba jest mega inteligentnym facetem, dobrze wie, jak trafić do ludzi.

Masz grono fanów, ale i antyfanów nie brakuje. Są osoby, które odnoszą się w sposób negatywny do gatunku muzycznego, który wykonujesz. Dla nich reggae to Bob Marley, Freddie McGregor czy Gentleman.

Kamil Bednarek: Zawsze komuś coś się będzie podobać i na odwrót. To jeszcze nie moment na ocenianie, czy robię coś źle, czy nie. Historia i czas to zweryfikuje. Od kiedy pamiętam lubiłem bawić się dźwiękami. I gdybym nie mógł teraz grać – bo tak naprawdę połowę mojego życia, jak nie więcej, stanowi muzyka – to ciężko byłoby mi się odnaleźć. Potrzeba czasu, żeby udowodnić ludziom, że scena jest odpowiednim dla mnie miejscem. Dopiero dwa lata gram profesjonalnie, a im bardziej jestem dojrzały, tym dojrzalszy będzie stawał się mój przekaz.

Jak nie muzyka to…

Kamil Bednarek: Nawet nie chcę o tym myśleć. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Musiałoby to być straszne, gdybym nagle nie mógł grać, tworzyć. Czułbym się, jakby ktoś mi zabrał samego mnie, moje wewnętrzne „ja”.

Pasją potrafisz zarazić tłumy. Wśród moich znajomych również są Twoi pasjonaci. I nie są to dziewczynki w wieku dwunastu lat.

Kamil Bednarek: To taki utarty schemat. Kiedyś, na kilku festiwalach, specjalnie przyglądałem się niektórym zespołom, które też grają reggae i hip–hop. Tak naprawdę, to ich muzycy stworzyli wokół mnie ten stereotyp spod znaku „małolaty”. A osobiście przekonałem się, że i u nich w pierwszych rzędach przy scenie publika ma mniej niż piętnaście lat. A zresztą, co to za różnica, czy ktoś ma dziesięć czy trzydzieści lat? W sumie, myśląc przyszłościowo, to chyba dobrze, że młodzi ludzie przejmują pozytywne wartości z mojej twórczości. Muzyka reggae pokazuje prawdziwą radość życia, porusza same ważne tematy. Ludzie w naszym kraju nie potrafią siebie nawzajem szanować, a gdy tylko ktoś coś ma czy osiąga coś więcej, od razu zaczynają się burzliwe dyskusje i kontrowersje na jego temat. Podsumowując, jeśli słuchacze, wynosząc z muzyki reggae pozytywne treści, będą je wcielać w życie, to kolejne pokolenie będzie wyglądać zupełnie inaczej. Zamiast walczyć między sobą, będą walczyć z tym, co im przeszkadza w osiągnięciu szczęścia. Jestem dumny z tego, że patrząc ze sceny, widzę młodych ludzi, którzy chcą coś zmienić, mają szczerą radość i błysk w oczach. Dziś proszą mnie o autograf czy fotkę, ale być może któregoś razu na koncercie otworzą swoje serca i na bazie własnych doświadczeń będą w stanie wcielić w życie to, co ja śpiewam. Pomyślą: „to jest specjalnie dla mnie”. Muzyka reggae potrafi wpoić dobrą energię.

I zupełnie inne wartości.

Kamil Bednarek: Dokładnie. Ważne, żeby być szczerym w tym, co się robi całym sobą. Jeżeli wychodzisz na scenę i śpiewasz do ludzi, to musisz być w pełni świadomy tego, co chcesz im powiedzieć.

Na Twoich koncertach rzeczywiście wyczuwa się tę tętniącą energię.

Kamil Bednarek: To się bardzo cieszę.

A jak do Twojej popularności odnoszą się rodzice? Zwłaszcza w początkowej fazie rozwoju kariery, kiedy zapewne byłeś rzadkim bywalcem w domu.

Kamil Bednarek: Wiesz, oni tak naprawdę tęsknią za mną, bo mnie w ogóle nie ma w domu. Od zawsze we mnie wierzyli, pomagali w odnalezieniu własnej pasji, wysyłali do szkoły muzycznej, więc jak zobaczyli, że ta inwestycja się udała, to się bardzo ucieszyli. Byli dumni, bo nie na co dzień zdarza się taka szansa. Wykrakałem kiedyś mamie: „słuchaj, kiedyś mnie tam zobaczysz!”. Żartowaliśmy sobie, ale to było moje marzenie. Nagle niechcący tak się stało, że udało mi się zrobić coś na większą skalę.

Dostajesz listy od fanów?

Kamil Bednarek: Czasami tak. Bardzo je lubię, bo jak ktoś szczerze docenia to, co robię, to staje się kolejną motywacją do działania.

Nie myślałeś o uzupełnieniu swojego wykształcenia? Wiem, że teraz czas Ci na to nie pozwala, ale w niedalekiej przyszłości?

Kamil Bednarek: Nie mam teraz faktycznie na to czasu, ale rozważam. Bardzo chciałbym zrobić inżynierię dźwięków. Przydałoby mi się to do poważnego tworzenia muzyki. Chciałbym kiedyś nagrywać, mieć własne studio, ale na razie najważniejsze jest to, co mam. Muszę się jeszcze dużo nauczyć, ale teraz chcę poświęcić cały swój czas na pasję i zarażać nią innych. Jak zacznę robić coś nowego, to nie oddam się w pełni muzyce i tylko sobie zaszkodzę. Obecnie priorytetem jest praca nad drugą płytą…

Pasja, pasją, ale jak odczuwasz zmęczenie? Trasy koncertowe, spanie w hotelach, jadanie w restauracjach między jednym a drugim występem.

Kamil Bednarek: I tu mam piękny cytat, którego używam bardzo często, bo jest mi bliski: „Jeżeli robisz to, co kochasz – nie przepracujesz ani jednego dnia w swoim życiu.” Czy to są podróże, próby, niewyspanie, to wszystko wciąż jest związane z muzyką. Mogę śpiewać dla ludzi i to jest najfajniejsze. Niech będzie te 400, 300 kilometrów – ale jak wchodzę na scenę, czuję ten bas, widzę skaczących przed sobą ludzi, to nie ma czegoś takiego jak zmęczenie.

Jak Twoi znajomi odnieśli się do popularności, bo jednak z dnia na dzień stałeś się sławnym Polakiem.

Kamil Bednarek: Grono najbliższych przyjaciół mi pomagało. Miałem dobrych kumpli, ale wielu z nich się ode mnie odwróciło. Myśleli, że ja się zmieniam, ale tak naprawdę, to oni się zmienili. Na szczęście Ci, w których mocno wierzyłem, nie zawiedli. Teraz już wiem, kto jest moim prawdziwym przyjacielem. Przekonałem się po drodze, że za bardzo ufam ludziom.

Byłeś już parokrotnie w Wałbrzychu. Poznałeś jego zakątki?

Kamil Bednarek: Nawet nie miałem kiedy. Życie w trasie wygląda tak, że jak przyjeżdżam na koncert, to jest godzina czternasta-piętnasta, potem próba, chwila na krótki odpoczynek po podróży, prysznic i już wchodzisz na scenę. Na pewno w przyszłości będzie jeszcze niejedna okazja do zwiedzania…

Dziękuję za rozmowę

Czytaj również

Copyright © 2002-2024 Highlander's Group