W czasie niedzielnego spotkania z kibicami sportów motorowych w pasażu marketu Tesco, Jerzy Mazur ocenił swój udział w Rajdzie Monte Carlo jako udany.
- Mimo licznych przygód stawiających mnie i mojego pilota Jacka Storma na granicy wytrzymałości, szczęśliwie dotarliśmy do mety – oceniał nasz rajdowiec.
Przygody zaczęły się niedługo po starcie w Warszawie. Przed Wrocławiem zawiodła pompa układu wspomagania. Rozpoczęły się poszukiwania nowej części. Przyjaciele Jerzego Mazura ustalili, że jest ona dostępna w hurtowni o 150 kilometrów od Wrocławia. Oznaczało to kilkugodzinną stratę, już na początku rywalizacji. Czekając na nową, załoga naprawiła „domowym” sposobem starą pompę i wyruszyła w dalszą drogę.
Inna przykra sytuacja zdarzyła się na 15 minut przed startem do odcinka specjalnego. Zablokował się rozrusznik. Udało się go odblokować po półgodzinie. Spiesząc się i chcąc nadrobić straty, nasi rajdowcy pomylili drogę i, na szczęście na krótko, zabłądzili. Jakby tego było mało, jadąc wąską, oblodzoną, górską drogą wpadli w poślizg i wylądowali w zaspie. Niestety pod nią krył się fragment kamiennego mostku. Udało się wyjechać na tyle, by nie blokować drogi innym uczestnikom rajdu. Oczekiwanie na drążki kierownicze i ich wymiana trwało kilka godzin… Dla zespołu Mazur/Storm był to wyjątkowo „specjalny” odcinek. Te wszystkie sytuacje oznaczały karne punkty, obniżając pozycję zespołu w stawce zawodników.
Innym problemem był brak elektronicznych urządzeń nawigacyjnych, których Jerzy Mazur nie zamontował, chcąc sprostać rygorystycznym zakazom. Powodowało to kłopoty z ustaleniem właściwej prędkości na trasie tak, by dotrzeć na metę w wyznaczonym czasie. Inni takie urządzenia mieli.
Zapytany o plany na przyszłość, Jerzy Mazur był ostrożny. Na spotkanie przybył z małżonką.
– Uprawiam ten sport już prawie 40 lat i wiem, że jest to uciążliwe dla najbliższych – przyznał się rajdowiec.
Było jednak widać, że „ciągnie wilka do lasu”:
– W tym roku wystartuję w Mistrzostwach Polski Formuły Historycznej oraz w kilku wyścigach w Niemczech. Może jeszcze kiedyś wrócę na trasę Monte Carlo. Jeżeli tak się stanie, to tylko polskim samochodem, mimo że mam propozycję startu za kierownicą Porsche – zakończył Jerzy Mazur.