Wtorek, 12 listopada
Imieniny: Renaty, Witolda
Czytających: 5054
Zalogowanych: 3
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Wałbrzych: Jacek Bończyk pochodzi z Wałbrzycha

Wtorek, 18 maja 2010, 14:34
Aktualizacja: 14:36
Autor: Sławomir Pawlik
Wałbrzych: Jacek Bończyk pochodzi z Wałbrzycha
Jacek Bończyk
Fot. red
W ostatnią sobotę w Klubie Muzycznym A’PROPOS miał miejsce kolejny interesujący koncert. Aktor, reżyser, autor tekstów piosenek, piosenkarz – to tylko niektóre dziedziny sztuki, jakimi zajmuje się pochodzący z Wałbrzycha Jacek Bończyk. Po koncercie mogliśmy przez chwilę porozmawiać z artystą o Wałbrzychu i nie tylko.

- Wiemy, że pochodzi pan z Wałbrzycha. Proszę przybliżyć nam swoją wałbrzyską przeszłość.

Jacek Bończyk: Moja wałbrzyska przeszłość sprowadza się do tego, że żyłem, mieszkałem i uczyłem się tutaj przez 22 lata. Mieszkałem na pograniczu Podgórza i Śródmieścia. Po szkole podstawowej chodziłem do kilku szkół średnich, ponieważ byłem dosyć krnąbrnym dzieckiem. Wyjechałem po maturze, aby studiować w szkole teatralnej we Wrocławiu. Później bywałem w Wałbrzychu trochę rzadziej. Od kilkunastu lat mieszkam w Warszawie, ale wciąż Wałbrzych jest mi bliski choćby dlatego, że mieszka tu moja rodzina, a miasto znam bardzo dobrze. Wiele osób, które dzisiaj przyszły na koncert, to są moi znajomi, na przykład z harcerstwa, które traktowaliśmy bardzo serio. Myślę, że harcerstwo w jakimś stopniu mnie ukształtowało. Poznawałem wielu ludzi, formowała się moja wrażliwość literacka i muzyczna. To były bardzo fajne czasy. Dzisiaj ze względu na deszczową aurę zorganizowałem sobie krótką wycieczkę samochodową po ulicach Wałbrzycha. To zadziwiające jak zmieniła się moja optyka. Podjechaliśmy z mamą pod dom, w którym kiedyś mieszkaliśmy i wszystko wydało mi się takie bardzo małe. To mi przypomniało pewną sytuację z dzieciństwa. Otóż któregoś razu mama zabrała mnie i siostrę do Świebodzic. Chciała nam pokazać kamienicę, w której mieszkała w dzieciństwie. Wcześniej opowiadała, że na drzwiach tego domu były takie ogromne głowy lwów. Okazały się być wielkości pięści.
Dzisiaj spostrzegłem, że w tej pogoni, w tym aktywnym, pełnym podróży życiu, Wałbrzych jest miejscem, w którym wszystko dzieje się wolniej. I nawet pomyślałem jak fajnie byłoby tu jakiś czas pobyć i trochę poluzować te napięte programy, które mi pisze życie.

- Chciałbym zapytać o pańskie wybory artystyczne. Przeglądając materiały dostępne w internecie zauważyłem ogromną różnorodność pańskiego dorobku. Czy w dalszym ciągu szuka pan czegoś innego, nowego?

Jacek Bończyk: Cały czas szukam. Nie chcę się ostatecznie określić. Gram ze Zbyszkiem Krzywańskim w zespole rockowym, uprawiam tzw. piosenkę aktorską, czasem poezję. Mam jeszcze parę innych pomysłów. Kłopot w tym, że mam 43 lata, ale chciałbym jeszcze paru rzeczy spróbować. Nie daję się zapędzić do jednego rodzaju działalności.

- W trakcie koncertu powiedział pan, że jest artystą niszowym. W pańskim dorobku film znajduje się jakby na drugim planie. Czy gdyby zadzwonił reżyser popularnego serialu i zaproponował udział w stu odcinkach, wziąłby pan tę robotę?

Jacek Bończyk: To trudne pytanie. Jeszcze parę lat temu powiedziałbym, że mam wystarczającą ilość własnych zajęć. Dzisiaj o swojej niszowości mówię szczerze, ale z dużym dystansem. Niezmiernie sobie cenię publiczność, która przychodzi na moje występy, kupuje moje płyty. W tej chwili więcej pracuję w teatrze jako reżyser niż jako aktor, ale to są moje wybory. A dlaczego nie udzielam się w filmie? Nie zawężam swojej działalności tylko do grania w filmie. Ciągle jeszcze zajmuje mnie pisanie, muzyka, reżyseria teatralna i jeszcze wiele innych rzeczy. Jednak nie jest tak, że odrzucam wszystkie propozycje. Przez lata pracy wyrobiłem sobie taką markę czy pozycję, że do mnie nikt nie dzwoni, za przeproszeniem, z byle czym. Jednak nie traktuję źle kolegów, którzy grają w wieloodcinkowych serialach, ponieważ uważam, że każdy ma to, co sobie wypracował. Wiem też, że to jest bardzo ciężka praca. Trzeba codziennie być na planie, uczyć się tekstów itd. Pomijam tu wartość tych seriali czy filmów. Nie chcę tego oceniać. Czasem przyjmuję jeden czy dwa odcinki, bo jest fajna rola do zagrania. Z biegiem lat coraz bardziej interesują mnie role złych postaci. W nich jest więcej do zagrania. Fajnie jest sięgnąć po pokłady zła w sobie, to jest bardzo rozwijające.

- Jak w tym wszystkim mieści się dubbing?

Jacek Bończyk: Dubbing to zupełnie inna para kaloszy. Kiedy przyjechałem do Warszawy przez trzy lata było to jedyne moje zajęcie. Nauczyłem się dubbingu, wciągnęło mnie to i rzeczywiście zrobiłem tego bardzo dużo. Teraz udzielam swojego głosu o wiele rzadziej. Te bajki, które można zobaczyć w telewizji, zostały przygotowane dawniej, a teraz stacje odsprzedają je sobie nawzajem. Nadal chętnie gram w dubbingu. Lubię to. Uważam, że jest to jedna z umiejętności aktorskich. Poza tym nie wszyscy umieją to robić. Znam kilku wielkich aktorów, którzy na słowo dubbing odpowiadają: nigdy!


- Mówił pan, że jest jeszcze wiele rzeczy, których chce spróbować. Czego spróbuje Jacek Bończyk w najbliższym czasie?

Jacek Bończyk: Ostatnio napisałem kilka spektakli muzycznych, w tych dniach kończę reżyserowanie „Kota w butach”, do którego napisałem libretto. Teraz marzę o napisaniu, tak zupełnie od zera, dużego musicalu, na który mam już pomysł. Poza tym wciąż myślę, choć nadal bardzo nieśmiało, że zdobędę się na skok ze spadochronem.


- Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w realizacji nowych pomysłów.

Ogłoszenia

Czytaj również

Copyright © 2002-2024 Highlander's Group