- Łączymy się w bólu z rodzinami tych, co zginęli, albo leżą poparzeni na oddziałach intensywnej terapii. W Wałbrzychu też kiedyś przeżywaliśmy taką traumę po wybuchu metanu – mówi Andrzej Byra, szef stowarzyszenia. Według górników, teraz najważniejszy jest powrót do zdrowia tych, którzy ocaleli, choć nie będzie to proste. - Obawiam się, że nigdy nie odzyskają pełnej sprawności, ale niestety trudno im będzie liczyć na rekompensatę za utratę zdrowia. Wypadki przy pracy, czy choroby zawodowe, to nadal pięta achillesowa naszego prawodawstwa. O rannych górnikach i rodzinach tych, co zmarli, władze będą pamiętać przez miesiąc, potem zostaną sami ze swoimi problemami – mówią górnicy ze Stowarzyszenia Ubezpieczonych, gorzko doświadczeni po walce o swoje renty zawodowe.
Józef Jonek, górnik z dziada pradziada, choć od wielu lat na emeryturze, bardzo mocno przeżywa każdą górniczą tragedię. - Górnikiem jest się na zawsze. Dlatego, jeśli na kopalni zdarzy się nieszczęście – i to niezależnie od jej położenia geograficznego – jest mi ogromnie przykro i pierwsza myśl, to - co z rodzinami - a potem zastanawianie się, co zawiniło – człowiek czy przyroda – mówi emerytowany górnik. Żona Józefa Jonka, Jadwiga, nadal nie może spokojnie mówić o latach, gdy mąż szedł do kopalni, a ona z dziećmi każdego dnia czekała na jego powrót. - Ale nie żałuję ani dnia przepracowanego na kopalni. Żal mi tylko tych kolegów, co zginęli – podkreśla Józef Jonek.