Co niedzielę na placu przy klubie K10 - lub popularnie „koło Kauflanda” - już od wczesnych godzin porannych rozkładają się ze swoim towarem dziesiątki osób. Zarówno przed, jak i za bramą, dostać można dosłownie wszystko - od zabytkowych filiżanek, poprzez żywe zwierzęta na oponach kończąc.
- Przyjeżdżamy tu co tydzień – mówi pani Alina, która wraz z rodziną spaceruje między straganami. – Zawsze znajdzie się coś, co trzeba kupić, a to buty dla dzieci, proszek do prania, czy stanik dla mnie - tłumaczy śmiejąc się. - Ja najbardziej lubię grzebać w rzeczach używanych - mówi pan Piotr, pasjonat antyków. - Czasem można znaleźć prawdziwe perełki jak np. zabytkową porcelanę, czy stare zegary – twierdzi.
Prawda jest taka, że granica między towarami nowymi, a tzw. starociami jest naprawdę cienka, a popyt na obydwa typy dość podobny, choć w tym roku dużo słabszy niż w latach poprzednich.
- W dobie obecnego kryzysu, nakręcanego prawie w większości przez media, ludzie kupują coraz mniej, bardziej zastanawiając się nad tym, co robią – tłumaczy pan Matyjewski, handlujący sprzętem AGD.
Pani Marta, ze stoiska z wystawkami z Niemiec, ma podobne odczucia. - Jeżeli już biorą, to szczególnie kobiety, jakieś ,,pierdołki” – serwetki, kubeczki, doniczki czy talerzyki. Rzadko kiedy ktoś weźmie coś większego – opowiada.
- Jeśli chodzi o bluzki czy figi, to schodzą tak średnio. Najwięcej kobiety kupują staników i to tych o większej rozmiarówce – śmieje się pani Ilona, sprzedająca bieliznę.
Stąd też najwięcej stoisk skierowanych jest do płci pięknej – czy to tych z biżuterią, kosmetykami albo rzeczami codziennego użytku.
Kupić, pooglądać czy tylko potargować – każdy powód jest dobry, aby zajrzeć na targowisko różności.