Ogień pojawił się około godziny 13.
- Najpierw poszedł w niebo czarny dym, potem płomienie na kilka metrów. 10 minut i było po wszystkim – mówią mieszkańcy stadniny.
Przybyła na miejsce straż pożarna mogła tylko dogasić zgliszcza. Obiekt znajduje się kilkaset metrów od kompleksu budynków stadniny, toteż ani konie, ani pracownicy nie ucierpieli. Poszkodowany został natomiast jeden ze strażaków, na którego spadły ciężkie bele siana. Z urazem biodra został odwieziony do szpitala.
Dyrektor stadniny, Leszek Łachmacki, martwi się, czym wykarmi konie.
- W stodole był zapas siana na pół roku. W tej chwili mamy karmy tyle, że może wystarczy na miesiąc. Na szczęście już mamy sygnały, że są chętni, aby się z nami podzielić sianem. Nie ukrywam, że każda taka pomoc jest dla nas na wagę złota – wyjaśnia szef stadniny.
Przyczyny pojawienia się ognia na razie nie są znane. Wyklucza się zwarcie instalacji elektrycznej.
- W stodole nie było prądu. Ale znane są przypadki samozapłonu siana – mówi Łachmacki. Na razie jest jeszcze za wcześnie, by mówić o odbudowie spalonego budynku.
- Na pewno będzie nam potrzebne jakieś pomieszczenie na siano. Ale może poprzestaniemy na zwykłej wiacie. Szkoda tej stodoły, bo ona powstała w tym samym czasie, co reszta kompleksu. Wyglądała podobnie, w stylu pruskiego muru – mówi Łachmacki.
Niestety, na miejscu pożaru pozostały tylko resztki siana, szczątki cegieł i nadpalone belki.