- To wspólna inicjatywa Toyoty, Urzędu Pracy i związków zawodowych. Oferta jest związana z prowadzonym obecnie procesem rekrutacji. Planujemy przyjąć do pracy do końca sierpnia około 50 osób. Większość pracowników Takaty, to osoby z praktyką, obeznane z pracą na taśmie. Po krótkim szkoleniu z pewnością szybko wdrożyłyby się do pracy w naszych halach produkcyjnych. Byłoby to dla nas korzystniejsze, niż przyjmowanie ludzi bez praktyki - wyjaśnia rzecznik prasowy Toyoty, Grzegorz Górski.
Takata zwolni ponad 560 osób 31 sierpnia. Produkcja zostanie przeniesiona do Rumunii. Oprócz braku pracy, załoga boi się jeszcze innych decyzji zarządu firmy. Związki zawodowe podjęły negocjacje w sprawie wypłaty odszkodowań dla zwalnianych ludzi. Domagają się 4 tysięcy złotych za każdy przepracowany rok. - Uważamy, że skoro nie doszło do upadku firmy, a jest to tylko przeniesienie produkcji, powinniśmy otrzymać, oprócz regulaminowych odpraw, także dodatkowe rekompensaty – twierdzi szef zakładowej Solidarności, Janusz Kowalski.
Tymczasem pierwsza reakcja zarządu na żądania związków była niespodziewanie agresywna. - Zostaliśmy posądzeni o szantaż – mówi związkowiec. Taką postawą kierownictwa zakładu jest oburzony przewodniczący Solidarności regionu wałbrzyskiego, Radosław Mechliński. - Uważam to za skandal. Kilkaset osób niespodziewanie zostanie pozbawionych pracy, w momencie, gdy o zatrudnienie jest bardzo trudno. Każda z nich powinna mieć zabezpieczenie przynajmniej na jakiś czas – uważa Mechliński.
Na razie ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły. - Wiemy, że firmie zależy na tym, abyśmy wydajnie pracowali do końca sierpnia. Oczekujemy jednak zapewnienia, że nasze oczekiwania zostaną spełnione – mówi Janusz Kowalski.
Odpowiedź zarządu Takaty na postulaty załogi powinna być znana w środę.